Listy do redakcji Angory (11.08.2024)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„Układ zamknięty”, 

„Elektorat łaknie krwi” 

Czy dobrze zrozumiałem? 

W 28. numerze ANGORY znalazły się dwie rozmowy z panami profesorami, którzy odnosili się do sytuacji w naszym kraju. W rozmowie z prof. Tomaszem Grossem z Katedry Unii Europejskiej UW („Układ zamknięty”) o polaryzacji w polityce (i nie tylko) padły takie słowa: „Polaryzacja w naszym kraju sprowadza się do tego, że jeden blok neguje niemal wszystko, co proponuje drugi. Dlatego po utracie władzy nie są kończone zarówno reformy ustrojowe, jak i wielkie inwestycje, a to prawdziwe nieszczęście, za które przyjdzie nam zapłacić” (…). „Polaryzacja niszczy państwo.

Na Zachodzie opozycja ma nie tylko patrzeć władzy na ręce, lecz także przedstawiać lepsze rozwiązania. Tam władze nie usiłują zdelegalizować, zniszczyć opozycji, co obserwujemy w Polsce, logika wyborcza jest zagrożeniem dla dobra wspólnego Polaków. Rządzący przekroczyli pewną granicę. Nie zdają sobie sprawy, że nie będą rządzić wiecznie. A jak stracą władzę, to wówczas spotkają się z odwetem”. Czy dobrze zrozumiałem, że panu profesorowi nie przeszkadza złodziejstwo, rozkradanie majątku, traktowanie państwa jak swojej własności? A próba rozliczenia i pociągnięcia winnych do odpowiedzialności to „niszczenie opozycji i przekroczenie granicy”. Z kolei w rozmowie z prof. Lechem Szczegółą „Elektorat łaknie krwi”, socjologiem polityki na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Zielonogórskiego, poza ogólnie trafnymi spostrzeżeniami trafiło się profesorowi coś takiego: „Gdyby te partie (obecnie rządzące – przyp. mój) wytypowały ekspertów spoza grona posłów, to oni mogliby przygotować plan.

Choćby na wzór Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, opracowanej przez ludzi Morawieckiego. To nie był głupi dokument, można do niego wrócić jako do punktu wyjścia. Oczywiście, ten plan został w formie papierowej – nie zrealizowano go. Ale istnieje jakaś strategia rozwojowa, która miała pozwolić na wyjście z pułapki średniego rozwoju i pozycji państwa peryferyjnego. Strategia ta przyciągała wtedy do PiS-u ludzi środka, np. porządnych wcześniej socjologów, takich jak Andrzej Zybertowicz i Piotr Gliński, którzy wierzyli, że PiS chce zmienić Polskę w sposób potrzebny i głęboki”. Nie wypowiadam się o samej „strategii” – bywały o niej opinie różne, ale widać sami rządzący nie byli do niej zbytnio przekonani, skoro odłożyli ją ad acta. Ale pan profesor, jako socjolog polityki, mógłby wykazać się większą starannością i pamięcią. Pan Zybertowicz jeszcze za poprzednich (2005 – 2007) rządów PiS uchodził za ideologa tej partii, to jego autorstwa jest słynne uzasadnienie rozwalania służb specjalnych, „musi nastąpić rozwibrowanie służb”. A pan Gliński nie został uwiedziony żadną „strategią”, on już w 2013 r. został słynnym „premierem z tableta”. Ani Zybertowicz, ani Gliński nie mogli zostać przyciągnięci wizją realizacji strategii Morawieckiego, bo ta powstała w 2016 r. A więc kilka lat przed ich zbrataniem się z PiS-em. GRZEGORZ Z.

„Nabici w first minute” 

Pożegnanie z biurem 

W ANGORZE nr 27 przeczytałem artykuł pt. „Nabici w first minute”, a dotyczący sprzedawania przez biura podróży (w tym wypadku chodzi o biuro Rainbow) wycieczek, które się nie odbędą. Zgadzam się z oceną Czytelników, że Rainbow zupełnie nie interesuje się warunkami, jakie otrzymują jego klienci po przyjechaniu do wybranego (i opłaconego) hotelu. Zachęcony ofertą tego biura w imieniu dwóch osób wykupiłem wycieczkę (pobyt stały) w Grecji na Riwierze Olimpijskiej. Oferta zawierała koszt uczestnika i pobyt w „bungalowie” 30 metrów od budynku głównego. Wylot z Gdańska o 14.10, w hotelu byliśmy o godz. 20.40.

Kuchnia była nieczynna, otrzymaliśmy „suchy” prowiant – jedną małą butelkę wody, dwie kromki chleba tostowego, jeden plasterek szynki i jeden plasterek sera. Herbaty ani kawy nie było. Odjazd z hotelu był o godz. 6.25 – śniadania nie było, jedynie suchy prowiant: dwie nieświeże bułki, mała butelka wody i owoc. Do Gdańska dotarliśmy o 14.10. Z tego wynika, że dwa dni przeznaczone są na dojazdy. Biuro powinno w swojej ofercie uprzedzić, że jest to pięciodniowy pobyt + dwa dni na dojazd. Skandalem jest, że w dniu przyjazdu nie było kolacji, podobnie jak nie było śniadania w dniu odjazdu. To dowód, że Rainbow nie interesuje się warunkami, jakie w rzeczywistości otrzymują klienci, jedynie liczy swoje zyski. O warunkach bytowych (pokój, wyżywienie) nie będę pisał, ale były bardzo skromne. 

Wraz z grupą przyjaciół jest nas 12 osób i dwa razy w roku wyjeżdżamy na wspólny wypoczynek. Na szczęście tym razem było nas tylko troje. Nikt z nas nie zdecyduje się więcej korzystać z usług tego biura. HENRYK C.

A więc…? 

Po wysłuchaniu przemówienia kandydata na wiceprezydenta USA z Partii Republikańskiej J.D. Vance’a, oraz samego Donalda Trumpa, przypomniały mi się słowa W. Churchilla po podpisaniu traktatu w Monachium 30.09.1938 roku, a więc na rok przed wybuchem drugiej wojny światowej. Napisał: (…) oddajemy Austrię, Nadrenię i Sudetenland. A później patrzymy, jak bierze wszystko. Mieliśmy do wyboru: wojna albo hańba. Wybraliśmy hańbę, a wojnę będziemy mieć i tak. Jako żywo w kontekście aktualnej wojny Ukrainy z Rosją wystąpienia obu panów, tak między wierszami, wskazują na to, że z podobnym scenariuszem możemy mieć do czynienia już w przyszłym roku, jeśli oczywiście Donald Trump wybory wygra. No bo cóż robią teraz zachodni przywódcy? 

Dyskutują sobie o jakimś „moście” lub „nieodwracalnej ścieżce”, albo o organizowaniu konferencji dotyczących powojennej odbudowy Ukrainy, z niemałym udziałem i aktywnością naszego lokatora na Krakowskim Przedmieściu, w budynku noszącym już miano „czasowego pobytu pisowskich przestępców”. Ba! Ledwie zakończyli szczyt NATO w Waszyngtonie, by tuż po powrocie do siebie myśleć o uszczupleniu wydatków na swoje armie. Pierwszym „wychylającym się” był kanclerz Niemiec. Nasz szef finansów, bazując na nowej ustawie o obronie kraju, również myśli o skubaniu kasy z tego trzeciego, dobrowolnego źródła.

Na razie ucichło po tym, jak o tym powiedzieli dziennikarze, bo ktoś doniósł, ale wróci po wakacjach. No bo kto będzie o tym pamiętał? Budżet trzeba będzie we wrześniu spiąć na przyszły rok i coś tam trzeba będzie ciąć. Dla Putina takie dywagacje w Waszyngtonie, czy wcześniej w Wilnie, nie mają żadnego znaczenia. On wierzy tylko w realną siłę, a nie deklaracje i jakieś tam zmiany. Mało tego. On jest spadkobiercą prostego podejścia Stalina: Nie ma człowieka, nie ma problemu, przekładając tę zasadę wobec całych państw. Nawet jeśli za namową D. Trumpa zgodzi się na tymczasowe zawieszenie broni, a USA oraz zachód Europy nie będą dostarczać rakiet, samolotów i amunicji Ukrainie, to z wojny nie zrezygnuje. Jest to starcie między państwem nuklearnym i nienuklearnym, z różnym potencjałem ludnościowym i gospodarczym. Wojna trwać jeszcze może bardzo długo.

A dlaczego? Zachód, w tym i USA boją się nieprzewidywalności Rosji! To większy wstyd i większa głupota niż przed drugą wojną światową – jak napisał Witalij Portnikow, jeden z najbardziej znanych ukraińskich dziennikarzy politycznych. Niejasne i kontrowersyjne wydaje się działanie Ukrainy na polu walki z powszechną korupcją, nawet w środowisku wojskowym. Niezrozumiałe jest przyjęcie 17 lipca ustawy w tej kwestii. Sedno i istota są takie, że skazany za korupcję może się wykupić, wpłacając do kasy państwa to, co nielegalnie zagrabił. Czy na tym ma polegać walka z korupcją? Nie wiem.

Mam już swoje lata, wojny nie przeżyłem, ale nie chciałbym usłyszeć w radiu lub TV komunikatu brzmiącego jak we wrześniu 1939 roku: A więc wojna. M.Z.

Pojechałem na Podkarpacie 

Kilkanaście dni po wyborach do Parlamentu Europejskiego wybrałem się na Podkarpacie, gdzie niejaki obywatel Obajtek (za którym chodzi grono prokuratorów) zdobył rekordową, niewyobrażalnie wielką liczbę głosów. Oprócz załatwiania innych spraw postanowiłem przyjrzeć się temu fenomenalnemu zjawisku społeczno-politycznemu z bliska i to we wsiach z dala od większych miast. Jakoś nie do końca przekonywały mnie ekspertyzy polityków i politologów, przede wszystkim pisane z dystansu, czyli Warszawy, bez podjęcia prób żmudnych analiz takiego stanu rzeczy tam właśnie na miejscu, wśród ludu.

Znam również krążące opinie potoczne o „ciemnogrodzie”, „braku elementarnego rozumienia polityki wśród tych wyborców” po ubliżające im wręcz „odmawianie elementarnej umiejętności myślenia”. Spotkałem tam również swojego kuzyna, rodem z tamtych okolic, którego ojciec przez cały okres powojenny, aż do śmierci, był bardzo aktywnym działaczem najpierw Polskiego Stronnictwa Ludowego, Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, a w następstwie historycznym znowu odnowionego PSL. Był autentycznym działaczem partii chłopskiej, szanowanym przez ludzi zarówno w powiecie, jak i w województwie, który nigdy nie zabiegał o stanowiska, posady (jak to czyniło i czyni nadal wielu innych) – pozostając cały czas chłopem żyjącym z uprawy własnej ziemi. Od tego kuzyna oraz ze studiowania historii odtworzyłem sobie w pamięci obraz tej ziemi, gdzie partia chłopska była silna, posiadała struktury terenowe, była liczącą się siłą polityczną. Przypomnijmy, że z byłej Galicji jeszcze pod zaborami wywodzili się Wincenty Witos i inni prawdziwi działacze chłopscy, którzy czynem zapisali się w historii Polski. Ale wróćmy do teraźniejszości. Rozmowy towarzyskie i sąsiedzkie przy piwie lub herbatce doprowadziły mnie do interesujących konstatacji. Na pytanie: Dlaczego głosowaliście na Obajtka?, otrzymywałem kontrpytanie: A na kogo mieliśmy głosować? Przecież – kontynuowali rozmówcy – my tutaj niko go z polityków nie znamy. Całe wsie Podkarpacia były oblepione tysiącami plakatów z nazwiskiem OBAJTEK. Ciekawy zabieg socjotechniczny – na plakatach było tylko nazwisko. Żaden Komitet Wyborczy PiS nie starał się wyjaśnić ludowi, kto to taki, jakie zasługi dla narodu ma ten „wybitny manager i mąż stanu”.

Moi rozmówcy również nie wiedzieli za bardzo, kto to jest, ale skoro pisało na płocie – tośmy zagłosowali. A plakatów innych kandydatów nie było wcale i od kilkunastu wyborów nikt na tych wsiach z polityków innych opcji nie pojawiał się, nie prowadził żadnej akcji politycznej ani spotkań przedwyborczych. Na moje proste pytanie, czy w kampanii wyborczej nie widziano przypadkiem przedstawicieli Polskiego Stronnictwa Ludowego, usłyszałem, że dawniej PSL było na podkarpackiej wsi aktywną partią, wystawiało swoich kandydatów do organów przedstawicielskich, aktyw rozmawiał z ludźmi – ale to było dosyć dawno.

Starsi ludzie jeszcze pamiętają tamte czasy, ale potem partia ta, jakieś kilka lub kilkanaście lat temu, zniknęła z terenu i już się nie pojawiła. W to miejsce pojawił się bardzo aktywnie PiS. I tutaj zbliżamy się do puenty. Bardzo silną pozycję PiS na Podkarpaciu i prawdopodobnie na całej ścianie wschodniej zawdzięcza dobrowolnemu usunięciu się Polskiego Stronnictwa Ludowego ze wsi i uczynienia pustej przestrzeni społeczno-politycznej do ekspansji Prawa i Sprawiedliwości. Nie będę tutaj analizował przyczyn takiego posunięcia PSL, ale był to proces wieloletni: lenistwa, braku inicjatyw władz centralnych, niechęci lub niewiedzy o metodach pracy organicznej, błędnej ideologii, wyobrażania sobie, że wystąpienie w telewizji to robienie polityki itd. Tak więc, szanowni czytelnicy, nie potępiajcie tak jednoznacznie wyborców z Podkarpacia.

Raczej przemyślcie sobie, jakie szkody dla teraźniejszości i przyszłości Polski spowodował PSL własnym brakiem działań statutowych i jak przyczynił się, w znaczącym stopniu, do obecnej dominacji Prawa i Sprawiedliwości. Smutne jest również to, że na Podkarpaciu i w innych regionach rolniczych bastiony PiS będą nadal trzymały się mocno, gdyż PSL nic tam nie robi, aby odzyskać dawne znaczenie. Tak na marginesie, kompletnie nie rozumiem logiki działań władz centralnych tej partii. Mając, odziedziczone po poprzednikach, silne struktury terenowe, zaniedbując je i powodując ich zanik, ogromnie redukuje swoją bazę wyborców, tracąc coraz bardziej poparcie społeczne – a jednocześnie Prezes wydumał sobie powstanie nowej idei PSL jako partii o niejasnym profilu politycznym (ponoć konserwatywno-katolickim) walczącej o elektorat w miastach, gdzie i tak jest pełno różnego typu partii i ugrupowań. Gdy patrzę na to, przypomina mi się fragment „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego: ...miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór, czapkę wicher niesie, róg huka po lesie… ostał ci się ino sznur… ANDRZEJ KROWIAK

Co się stało z Kościołem katolickim? 

Nie jest mi łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Chyba dlatego, że w przeszłości, wiele lat temu, takie pytanie byłoby po prostu bezsensowne. Zaraz po wojnie miałem w szkole lekcje religii. I zapamiętałem m.in. takie przykazania: „Nie zabijaj”, „Nie cudzołóż”, „Nie kradnij”, „Czcij Ojca swego i Matkę swoją”… I mogę z całą pewnością stwierdzić, że zdecydowana większość moich kolegów z tamtych lat wyrosła na przyzwoitych ludzi. A do kościoła chodziłem, może niezbyt regularnie. To już historia. Minęło wiele lat i, niestety, moje zaufanie do Kościoła katolickiego zmalało do minimum. Przyczyna jest prozaiczna – Kościół zaangażował się w politykę i od wielu, wielu lat jest związany z partiami politycznymi. O partiach tych bardzo trudno jest powiedzieć coś pozytywnego.

Na dodatek coraz częściej i coraz głośniej mówi się i pisze o pedofilii w Kościele. Naprawdę, bardzo trudno jest to wszystko zrozumieć i zaakceptować. I mieć nadzieję, że coś się zmieni na lepsze. Może, kiedyś… Na koniec coś na wesoło – czyli o nazwie partii Kaczyńskiego. To przecież tak, jakby koszykarzy lub siatkarzy nazwać liliputami bądź karłami. Albo Pana Andrzeja Dudę prezydentem wszystkich Polaków. Czyli absurd goni absurd. KRZYSZTOF WAŚNIEWSKI

E. Wedel czy raczej 22 lipca? 

Upały dają się we znaki. W zaleceniach na tę okoliczność można znaleźć różne propozycje, jak bezpiecznie to znosić, szczególnie w sytuacji, gdy należy się już do pokolenia silversów (czasem łysielców). Wszyscy zalecają, by nie wychodzić z domu i dużo pić. Jednak broń Boże tego, co się lubi i na co się ma ochotę, a tylko wodę. Siedzenie w domu i picie H2O to nie jest jednak żadne rozwiązanie prospołeczne. Niektóre miasta organizują więc, na rozgrzanych do 70 stopni płytach miejskich placów, potańcówki, na które zapraszają głównie seniorów. Spocić się, a nawet wypocić się, można do oporu. Gdyby ktoś bardzo chciał, może nawet – jak to robią aktywiści klimatyczni – na takim placyku usmażyć jajka bez ognia. Da radę wtedy potańczyć i przekąsić świeżą jajeczniczką – dla zrównoważenia ubytku energetycznego. 

Niektórzy w poszukiwaniu chłodu idą nad zbiorniki wodne, czego skutki bywają często tragiczne. Zwłaszcza że nad tymi zbiornikami nie piją wody, bo przecież nad nią już siedzą, więc sięgają po coś wyskokowego, by potem wskoczyć do wody, będąc rozgrzanym dodatkowo od wewnątrz. Czasem skok na główkę oznacza więc kompletny brak głowy. Ja wybrałem dla ochłody piknik na lawendowym polu. W dobrym towarzystwie pogadaliśmy sobie o starych Polakach, a właściwie o ich życiu. A że rzecz się działa w okolicach 22 lipca, pogadaliśmy o tamtym święcie.

Lubiłem 22 lipca, bo święto wypadało w wakacje, nie było więc uroczystej akademii, na której bym deklamował Kiedy przyjdą podpalić dom…, jak czyniłem to niemal na wszystkich imprezach szkolnych organizowanych ku czci i dla uczczenia. Ale też pamiętam na przykład, jak nie chciało mi się iść do pracy tego dnia w 1990 roku, bo nagle był to zwykły czwartek, czyli nici ze świętowania. W dodatku żadnej defilady, szturmówek, lepszego zaopatrzenia w sklepach w przeddzień. Klops kompletny. Byłem na tym polu lawendy w towarzystwie rodaków, którzy opowiadali na przykład o „hucianych” sklepach.

W tych sklepach nawet w zwykły dzień było sporo dobrych rzeczy ogólnie niedostępnych, ale przed 22 lipca była tam nawet szynka konserwowa i kilka gatunków kiełbas, o papierze toaletowym nie wspominając. Przy czym nazwa „huciany sklep” nie pochodziła wcale od chuci na poszukiwane towary, lecz prozaicznie od huty – to sklepy przy ówczesnej Hucie Warszawa. Święto 22 Lipca to był także czas najgorętszych (często dosłownie) żniw. Pamiętam jednak, że takich większych prac polowych, jak na przykład omłoty, nie organizowało się wtedy, przynajmniej przed południem, w pobliżu przelotowych dróg, bo obawiano się interwencji ówczesnych władz. Wszyscy powinni być przecież na obchodach i nie pracować, bo to święto. 

A teraz taka historyjka a propos. Zdarzało się, że święto wypadało w pobliżu niedzieli, więc w tamtych czasach to był najdłuższy weekend, choć tego słowa nikt nie używał. Przyjeżdżały wtedy z miasta dorosłe dzieci do rodziców na wieś. Rodzice się cieszyli, że pomogą przy żniwach, ale dzieci też wiedziały, co robić. Mój sąsiad postraszył ojca, że 22 lipca nie mogą wyjść w pole, bo w pobliżu mieszka członek ORMO i z pewnością doniesie, że nie świętują. Powiedział rodzicom, że może po południu, gdy skończy się transmisja obchodów w TV. Kiedy transmisja dobiegła końca, oświadczył rodzicom, że idzie na potańcówkę wiejską.

Kiedy rodzice się krzywili na taką sytuację, zapytał, czy chcą, by został starym kawalerem. Pamiętam, że na zabawę poszedł, a kawalerem jest do dziś. Takie i wiele innych ciekawostek z przeszłości opowiedzieliśmy sobie, leżąc wśród pachnącej lawendy. A.Z. zza Narwi 

2024-08-05

Angora


Wiadomości
Rada synodalna. Dostojnicy kościelni chcą zabrać ziemie, które sami sprzedali
Wojciech Barczak na podst. Justyna Burdon, „Własność” Magazyn Ekspresu Reporterów, TVP1
Powstanie rejestr psów i kotów
(KGB) na podst. Radio RMF FM
Wiatr ze Wschodu [REPORTAŻ ANGORY]
Piotr Kraska
Społeczeństwo
Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Mordercę ruszyło sumienie
Michał Fajbusiewicz
Igrzyska paraolimpijskie zaskoczyły. Tych rekordów nikt się nie spodziewał
MS © Figaro Syndication, 2024
W pojedynkę. W Polsce mamy ponad 5 milionów kawalerów
E.W. na podst.: Katarzyna Kazimierowska,. „Mężczyźni bez kobiet”. Onet.pl/Magazyn Pismo
Świat/Peryskop
Wspomnienie kambodżańskich przysmaków. Pająk w panierce i inne
Marek Brzeziński
To zszokowało Bułgarów. Maszyniści kazali pchać pasażerom pociąg
ChS na podst.: www.mediapool.bg, www.capital.bg
Agonia V Republiki. „Jestem pod czujnym okiem wszystkich Francuzów”
Leszek Turkiewicz
Bula Fidżi! Wspomnienia z rajskiej wyspy
Marcin Pawul
Hymny narodów świata: Telangana
Henryk Martenka
Lifestyle/Zdrowie
Polak w Hollywood. Angora na salonach
Plotkara
„Kocham seks i rodzinę”. 60-letni gwiazdor porno mówi o swoich marzeniach
ANS na podst.: corriere.it, vanityfair.it, lastampa.it, huffingtonpost.it, elle.com
Pedro Almodóvar i Złoty Lew. Reżyser otwarcie mówi o swoich poglądach
ANS na podst.: ilfattoquotidiano.it, repubblica.it, comingsoon.it, bresciamusei.com, corriere.it
Szaleństwo luksusowego wynajmu. Personel musi spełniać każdą zachciankę
MS, JORGE CARASSO MATHILDE VISSEYRIAS © Figaro Syndication 2024
Elita zaczęła oszczędzać? Luksusowe sklepy świecą pustkami
PKU, GUSTAV THEILE PHILIP PLICKERT © FAZ 2024
Angorka