7 listopada w parlamencie Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej zaczął się nietypowo – od penetrowania piwnic. Rankiem wkroczyli tam strażnicy w paradnych szkarłatnych strojach i zabrali się do szukania materiałów wybuchowych. Czyżby otrzymali informację o podłożeniu bomby? Ale dlaczego tak się wystroili?
Spokojnie, bomby nie było i nic nie zagrażało Pałacowi Westminsterskiemu. Buszowanie po piwnicach to tylko wstęp do ceremonii otwarcia parlamentu, nawiązujący do spisku prochowego z 1605 roku, kiedy katoliccy rebelianci pod wodzą Guya Fawkesa próbowali zamordować króla Jakuba I, wysadzając budynek.
Dlatego uwielbiający stare obyczaje Brytyjczycy przed każdą mową tronową króla stosują pokazowe środki ostrożności. Sama tradycja mów w parlamencie jest jeszcze starsza. Wywodzi się ze średniowiecza, choć w kształcie, w jakim oglądamy je dzisiaj, istnieje od końca XVII wieku, gdy parlament ostatecznie ustanowił swoją władzę nad monarchą.
Oczekiwanie na króla
Piwnice czyste, rozpoczęło się więc oczekiwanie na przybycie Karola III. W izbie wyższej brytyjskiego zgromadzenia narodowego, czyli Izbie Lordów, zgromadziły się setki prawodawców. Wygłaszanie mowy tronowej z tego miejsca również wynika z tradycji. Władcy nie mogą wchodzić do Izby Gmin, odkąd w 1642 roku Karol I wkroczył do niej z uzbrojonymi ludźmi w celu aresztowania buntujących się przeciwko niemu parlamentarzystów.
Stąd Izba Gmin jest jedynym miejscem, nie tylko w parlamencie, lecz w całym królestwie, do którego brytyjski suweren nie ma wstępu. Tym razem zamach nikomu nie groził. Król przybył w pokoju i występował jako narzędzie premiera. Słowa bowiem, które miał wygłosić, od początku aż do ostatniej kropki zostały napisane przez rząd, a dotyczyły planów ustaw na przyszły rok wymyślonych przy Downing Street. Monarcha, otwierając sesję parlamentu, nie ma nic do powiedzenia od siebie, jest wyłącznie rządowym spikerem.
W 1964 roku dwutygodnik satyryczny „Private Eye Magazine” zakpił z tego zwyczaju, zamieszczając na okładce zdjęcie Elżbiety II siedzącej na tronie w Izbie Lordów. Z jej ust wydobywał się dymek: – Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, iż nie ja napisałam te bzdury? Cóż, rola króla w monarchii konstytucyjnej jest mocno ograniczona.
🇬🇧Osobom urodzonym po 2008 r. nigdy nie będzie sprzedawany tytoń w Anglii .
Karol III zatwierdził ustawę zakazującą sprzedaży wyrobów tytoniowych młodszemu pokoleniu.
Władze angielskie mają nadzieję, że do 2040 r. palenie zostanie całkowicie wyeliminowane wśród młodych ludzi🥸 pic.twitter.com/trmEvsqdcB
— Andrew Stapel (@StapelAndrew) November 9, 2023
Wróćmy jednak do czasów współczesnych. – Lordowie i damy zaczęli gromadzić się na dwie godziny przed planowanym rozpoczęciem obrad – donosi „Guardian”. – Mieszanka szkarłatu i gronostajów. Odkurzone stare tiary kostiumowe z Claire’s Accessories (sieć brytyjskich sklepów z biżuterią). Oprócz jednej kobiety siedzącej w pobliżu tronu, która wyglądała, jakby na głowie wyrastał jej ogród warzywny. Tymczasem Karol i Camilla wyjeżdżali z Pałacu Buckingham czarnym złoconym powozem Diamond Jubilee, zaprzężonym w sześć białych koni. Za nimi na karych koniach podążali kawalerzyści.
Pochód toczył się nieśpiesznie ulicą Whitehall. Po obu stronach drogi witali monarchę jego zagorzali wielbiciele i równie zagorzali przeciwnicy. Ci ostatni wymachiwali, jak zwykle, żółtymi tabliczkami z napisem: Nie mój król. Zdarzały się też bardziej oryginalne plakaty opatrzone cytatem z bajki Andersena: Król jest nagi. Po przybyciu na miejsce Karol wszedł do Pałacu Westminsterskiego specjalnym wejściem, przeznaczonym wyłącznie dla suwerena, udał się do szatni, gdzie włożył cesarską koronę państwową ozdobioną 2868 diamentami i zamienił mundur na ceremonialny strój. Camilla nie musiała się przebierać. Przyjechała w starej sukni, tej samej, którą nosiła podczas koronacji, co mocno zniesmaczyło tabloidowych komentatorów. O godz. 11.30 oboje zasiedli obok siebie na złotych tronach, król na nieco wyższym.
Lord kanclerz Alex Chalk przyniósł monarsze egzemplarz przemówienia, a po jego wręczeniu wykonał wielce ryzykowny manewr – wciąż zwrócony twarzą do Karola zaczął schodzić tyłem po stopniach tronu. Publiczność wstrzymała oddech. W ostatnich latach, za Elżbiety II, kanclerze nie kusili losu, obawiając się kompromitującego upadku, schodzili normalnie, odwróceni plecami do majestatu, ale lord Chalk postanowił zachować dawny rytuał. Na szczęście jego buty, nazwane przez jednego z urzędników nieprzyczepnymi, nie ześlizgnęły się ze stopni wyłożonych czerwonym dywanem, więc dalsza część uroczystości potoczyła się według planu.
Król czytał karnie podsunięty mu tekst i nawet najlżejszym grymasem nie zdradził swojego stosunku do rządowych projektów. A było tam kilka punktów, z którymi absolutnie nie mógł się zgodzić, na przykład plany zwiększenia liczby koncesji na wydobycie ropy i gazu na Morzu Północnym, kłócące się z jego ekologicznymi ideałami. Karol postąpił jednak tak, jak powinien. Zachował neutralność polityczną, nie prezentując publicznie własnych poglądów, co jest wyrazem szacunku do konstytucji kraju, gdzie władzę faktyczną sprawuje parlament i rząd, zaś mowa tronowa to jedynie polityczny spektakl teatralny. Służebna funkcja króla w tym przedstawieniu prowadzi do paradoksów. Raz może on bez mrugnięcia okiem odczytać przemówienie napisane przez członków jednej partii, a rok później, jeśli doszło do zmiany rządu, z równie pokerową twarzą zaprezentować całkiem inną mowę, przedstawiającą zupełnie przeciwny program, stworzony przez ich adwersarzy.