R E K L A M A
R E K L A M A

Listy do redakcji Angory (05.10.2025)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„Don Kichot z Gdańska” 

PKWN-44 = PKWN 

Pozwolę sobie kontynuować myśl p. R. Kozubowicza (ANGORA nr 37), autora listu pt. „Don Kichot z Gdańska”, o tym, co nas może czekać, gdy pisowska szarańcza obsiądzie już wszystko w kraju, bo przecież Tusk wszystkich wyrzucić na zbity pysk nie mógł, aby samemu nie przyczynić się do paraliżu instytucji obsługujących zwykłych obywateli. Sporo pisiaków zostało, szczególnie w prokuraturze i w sądach, a Prezes nie po to wyciągnął kibola na urząd prezydenta, aby tego nie „domknąć”. Będę kontynuował tę myśl za pomocą porównań historycznych. Czy ktoś pamięta, co oznacza skrót PKWN? Starsi obywatele, szczególnie na wschodzie Polski, zapewne pamiętają, że był to Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, o powstaniu którego w Chełmie na Lubelszczyźnie – 22 lipca 1944 r. o godz. 20.15 – poinformowało Radio Moskwa, wykonując salwy fajerwerków.

Dzisiaj ten skrót to Prezydent Karol Weto Nawrocki. I nie chodzi mi o liczne jego weta, ale podobieństwa genezy, uśpienia i rychłej kontynuacji oddziaływania Moskwy na nas, łącznie (oby nie!) z rozlewem bratniej krwi, ale już w większej skali niż za czasów Mickiewicza, tych powstańczych. W III części „Dziadów” czytam: „Nasz naród jak lawa. Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa. Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi; Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi…”. W owych czasach „twarda skorupa to bogata arystokracja, a gorąca pod nią lawa to młodzi patrioci” – tak powstańczy zryw określał Piotr Wysocki. 

A dzisiaj? Czy twarda skorupa lawy to tylko bogaci z milionami w kieszeni? Nie! Do nich należą też ci, którzy pamiętają PKWN-44, ale nie pamiętają biedy, jakiej zaznali od obu okupantów – Hitlera i Stalina. Ich dzieci i wnuki wybrały sobie kibola na głowę państwa, a ten dobrał sobie (sorry, podesłał mu Kaczyński) takich współpracowników, z których prostactwo, niedoświadczenie i brak hamulców wyłazi jak słoma z lakierków, które nałożyli przesiąknięci trumpizmem. Nawet lecąc za granicę, wloką za dziennikarską miernotą z określonych mediów, aby tam też dowalić premierowi, który już widać, że miał rację co do służalczości i niezdecydowania Trumpa w stosunku do Putina. 

Świat to widzi i… zwleka. Jak przed drugą wojną. Aż 22 mld euro Putin zarobił w ubiegłym roku na sprzedaży paliw kopalnych do Europy Zachodniej. W tym nie będzie mniej. Naszemu PKWN marzy się system prezydencki jak u Trumpa i wielu innych, a kto wie, czy nie jak u Putina, na wieczność, gdy Kaczyński odejdzie w niebyt. Paradoks historyczny polega na tym, że tamci „młodzi patrioci” to były dzieci bogatych i wysoko postawionych duchownych, bo nie z chłopstwa i biedoty. A dzisiejsi? Nijacy? Och, sorry! Dzisiejsi to „moralni inaczej”, kibole i narodowcy konfy udający patriotów. Chcą szybko dołączyć do „rasy panów”, gardzący Ukraińcami, chcący jak najprędzej zasilić tę wierzchnią część lawy, która jest „zimna i twarda, sucha i plugawa”. Czyli nawet nie nijacy. Ich po prostu teraz nie ma. A czy kiedyś się wyłonią? Tak. Jak zaczną szukać na śmietniku kromki chleba. Dołujące? No to niech ktoś napisze, że niezgodne z prawdą. Z poważaniem. K.J.

Okradziono mnie!

…i miliony emerytów za pracę uczciwą i legalną. Jak? Uczciwie pracujący to frajerzy, a oszuści to „mądrzy”? Mądrzy ojcowie pracowali na czarno, by nie płacić alimentów (później chcą opieki!); mający lewe ręce cwaniaki oszukujący fiskusa i mający przez to małe emerytury żądają dziś „sprawiedliwości społecznej”! Za oszukiwanie i nieróbstwo? A 14. emerytura? Ci, którzy mają „więcej”, wspomagają „biednych”! Populistyczna „urawniłowka”.

Kara za uczciwą pracę. Zabójcza dla mentalności i ekonomii. Dziś mam tej pracy 495 miesięcy (w tym 17 „śmieciowych”) i 3540 zł na rękę. I kolejne oszustwo: waloryzacja liczy się od emerytury netto, ale kwalifikacja do czternastki – od brutto. Czy w rządach (od 1 IX 1989 r. do dziś) nie ma rozumnego osobnika, który dostrzegłby, że emeryci to ekonomicznie niewykorzystana grupa; że to miliony ludzi, którzy już nie muszą utrzymywać dzieci, dorabiać się i mogą wydawać na siebie, na własne przyjemności i napędzać różne usługi, które z kolei płacą podatki do budżetu. 

Rządzący – przejrzyjcie na oczy! Emeryci dziś to 21,7 proc. obywateli. I co roku będzie ich więcej. Więc zamiast okradać, zachęcajcie ich do dłuższej, legalnej pracy i takiegoż dorabiania! Brak pieniędzy w budżecie państwa? Nie finansujcie deficytowych kopalni; nie płaćcie miliardów na Rzymski kościół (60 tys. księży to 0,16 proc. społeczeństwa i 0,75 proc. emerytów; 140 biskupów: 0,00038 proc. obywateli i 0,000175 proc. emerytów). Zlikwidujcie łupieżcze „rady i zarządy nadzorcze” i patologiczny system „opieki zdrowia”, zmniejszcie rząd i zasiłki. Bzdurą jest twierdzenie, że „sprawiedliwie znaczy równo”. Ludzie chcą mieć więcej i cenią sobie pewną przyszłość – to naturalne. Jeśli uczciwa praca będzie kojarzyła się z naiwnością, to co ograniczy „szarą strefę”? Wiecie, skąd się bierze bogactwo Szwajcarii, Danii, a dawniej Prus? Z PRACY, do której m.in. zachęcały religie protestanckie. 

To prawda, że jedni się dorobili, inni nie, ale przy mądrym, stabilnym fiskusie bogaciły się państwa i w szerokiej infrastrukturze wspomagały tych mniej zdolnych do biznesu, ale też uczciwie pracujących. Możliwość zgodnego z przepisami, czynnego zysku była jednym ze środków bogacenia się tamtych ludzi i społeczeństw. Nic więcej nie chcę od IV RP. I proszę, by nie mylić właściwych emerytur (za legalną pracę) z deregulacjami w USA, dającymi miliardy dolarów korpobanksterom powiązanym z wyższymi władzami, bo tam 3 proc. Amerykanów w świetle prawa USA okrada 97 proc. pozostałych obywateli. PIOTR J.

Uparciuchy

O co chodzi? O tzw. ustawę wiatrakową, która oficjalnie ma przedłużyć dopłaty do energii elektrycznej, a tak po cichu – zmniejszyć odległość turbiny wiatrowej od zabudowań. Ponieważ sprawa budzi kontrowersje, to aby herbata nie była zbyt gorzka, osłodzono ją, wklejając dopłaty do prądu i mając nadzieję, że to ochroni wiatraki przed wetem prezydenta. Wszak skasowanie dopłat to przecież gwóźdź do politycznej trumny. Ale zarówno poprzedni, jak i obecny prezydent nie dali się wpędzić w maliny i to cudo zawetowali. Nie jestem zwolennikiem prezydenta o kryminalnej prawdopodobnie przeszłości, ale uważam, że postąpił słusznie. 

Budowanie wiatraków, gdzie popadnie, to pomysł nietrafiony. Taki wiatraczek to nie dziecinna zabawka, ale budowla wymagająca sporo terenu pod sam wiatrak i pod całą infrastrukturę: linie łączące turbinę z siecią, drogi dojazdowe. To nie może być ścieżynka w kukurydzy, którą będzie się przedzierał technik ze śrubokrętem i drabinką pod pachą, ale solidna droga, którą można przejechać ciężkim sprzętem. Do tego dochodzi strefa ochronna. Poza tym takie wirujące straszydło na pewno nie będzie ozdobą krajobrazu, nie mówiąc o koszmarze dla okolicznych mieszkańców. Krótko mówiąc – same straty. 

Zamiast zapierać się jak koza w błocie i podsyłać prezydentom odbitą na ksero ustawę w nadziei, że nuż się zagapi i podpisze, trzeba powołać zespół uczonych w piśmie, którzy znajdą tereny, gdzie będzie można postawić FARMY i będzie można wybudować sporo turbin wiatrowych oraz opracować warunki, jakie muszą spełnić inwestorzy, żeby produkować maksymalną ilość prądu i by turbiny nie rozpadały się po kilku latach. Taka farma wiatrowa zaoszczędzi masę terenu, zmniejszy koszty inwestycji i, co najważniejsze, nie wywoła protestów. R. POREBSKI

Kim jest uczeń?

Tuż po rozpoczęciu roku szkolnego nasuwa się wiele pytań o przyszłość, niestety, niejasną i skomplikowaną dla młodych i dla dzieci. Obecna sytuacja społeczno-polityczna niechcący (lub świadomie) przyniosła wzrost popularności szkół prywatnych przy jednoczesnym upodleniu szkół publicznych. Popyt na studia pedagogiczne z roku na rok maleje, jednak liczba nowych nauczycieli z roku na rok jest… większa. A to dzięki nowym możliwościom. Wystarczy ukończyć dowolny kierunek studiów magisterskich (licencjackich) i uzupełnić wykształcenie o kurs z przygotowania pedagogicznego.

Kariera w nauczaniu stoi otworem! Czy dla absolwenta pedagogiki atrakcyjna jest praca w państwowej szkole? Dzisiejsza państwowa szkoła to przedsiębiorstwo, którego produktem są pracownicy, w mniejszym lub większym stopniu przygotowani do pracy zarobkowej. Dyrektor powołany (czy ktoś w tych czasach chce dyrektorzyć?), grono pedagogiczne zmienne. To, co było 100 lat temu, gdy nauczycielem był człowiek z powołania, obecnie jest archaizmem. Dziś każdy nauczyciel ma swoje plany, marzenia, potrzeby. Pracuje, by przeżyć, by zarobić, ale już niekoniecznie nauczyć kogoś czegokolwiek. Owszem, są wyjątki, i ja te wyjątki kocham i szanuję! Szkoła państwowa to dziś zbiorowisko różnych nauczycieli (tych z powołania i tych z przypadku, bo tylko na te studia się dostali) i różnych dzieci z bardzo różnych rodzin. Powstaje w niej wielki galimatias emocjonalny, podsycany nierównościami majątkowymi i intelektualnymi uczniów.

I tu wchodzą na rynek szkoły prywatne, ukierunkowane, płatne, nowoczesne, rozwijające zainteresowania uczniów, szanujące i szanowane. Tu dziecko jest ważne, bo rodzic płaci. Tu nauczyciel jest ważny, bo szkoła dzięki niemu zarabia. Tu produkuje się świadomych i nowoczesnych ludzi. „Szum w głowie” niektórych młodych ludzi eliminuje się nowoczesnymi środkami psychologicznymi. Bo przecież nie można sobie pozwolić na zhańbienie placówki. Prywatne przedszkola, żłobki, szkoły podstawowe, średnie, wyższe… Kompleksowy system prywatnej edukacji. Tak, ludzie za to słono płacą, bo to inwestycja na przyszłość. Dobrze ukierunkowany, świadomy i nowoczesny lekarz czy prawnik to produkt wartościowy. Edukacja państwowa czy prywatna – produkuje. Obie czynią to na swój sposób, ale warto stawiać na edukację. JOANNA HŁADIJ-JARZĘBOWICZ

Poseł Gosek – chodząca niekompetencja

Poseł Mariusz Gosek, ostatnio w barwach PiS-u, mówi jak prezes, myśli jak prezes, gniewa się jak prezes, martwi się jak prezes, jest tak wrażliwy jak prezes, ma takich samych wrogów zewnętrznych i wewnętrznych jak prezes, atakuje i obraża ich jak prezes, ocenia Koalicję 15 października jak prezes, widzi przyszłość Polski jak prezes. Jednak nie unika mediów jak prezes, wręcz przeciwnie – w każdej tzw. setce medialnej i w każdym kadrze zawsze jest obok prezesa. Widać, że lubi kamerzystów i „ma parcie na szkło” (…). Pan poseł wypowiada się na każdy temat, nawet na te, na których zupełnie się nie zna, wychodząc z założenia, że „dobrze czy źle, byle o mnie mówili”.

Temperament Mariusza Goska nie odpowiada godności posła, a jego wiedza merytoryczna budzi wiele zastrzeżeń. Aby lepiej wypadać w mediach, nie tylko ze względu na wzrost podpiera się dwoma bulterierami PiS-u, również z tej grupy „nowych elit” stworzonych przez pana prezesa: Januszem Kowalskim „miłośnikiem Tuska” i Dominikiem Tarczyńskim znanym z donoszenia na Polskę w kręgach „przyjaciół amerykańskich” oraz z często chamskiego języka. O takich jak poseł Gosek mówi się często „chodząca niekompetencja i nierozum”, a o jego wypowiedziach, że to polityczna nekrofilia. Biorąc pod uwagę występy indywidualne pana posła Mariusza Goska, jak i trio „aktorów ze spalonego teatru”, trudno się z tym nie zgodzić. Ale to nie wina Tuska – posła Mariusza Goska wybrali przecież w demokratycznych wyborach Polacy. ANDRZEJ W.

Lato, lato czeka…

…razem z latem czeka rzeka, razem z rzeką czeka las, a tam ciągle nie ma nas… Taki był tekst piosenki z filmu „Szatan z siódmej klasy”, którą spopularyzowała piękna lwowianka Halina Irena Kunicka- Kydryńska. Jak będziecie państwo czytać ten list, to już będzie po lecie, ale ja chciałbym zatrzymać i przypomnieć letnie klimaty, choćby imprez organizowanych w latach 60. i 70. ubiegłego wieku w wielu miastach kraju. Na przykład na Myślenickim Zarabiu, 30 km od Krakowa, w tak zwane zielone niedziele. To był świetnie zorganizowany relaks dla wszystkich gości. Gdzie się podziały tamte dansingi (parafrazując piosenkę Wojciecha Gąssowskiego)? W tamtych latach można było potańczyć na dansingach np. na myślenickim Zarabiu w czterech knajpach. Bawili się ludzie nie tylko z Krakowa, ale i ze Śląska.

Tego wspaniałego klimatu życzyłbym wszystkim dzisiaj. Ale on chyba już nie wróci, a szkoda. Po ostatnich wyborach prezydenckich wielu Polaków czuje się źle w swoim kraju zawłaszczonym przez nieudaczników i nacjonalistów, których łączy dwulicowa etyka pseudoreligii katolickiej. Etyka ta pozwala im się kłócić, nie przebierając w słowach. Kłamstwo w debatach publicznych to normalka. Polskie sądy nie usiłują dojść do prawdy materialnej, tylko procesowej – to, moim zdaniem, powód relatywizmu w stosunkach społecznych oraz kłamstw. Brak wszelkich autorytetów powoduje demoralizację społeczeństwa (…). Partie polityczne to korporacje do zarabiania dużej kasy. Ich członkowie często w telewizorni udowadniają, że nie wiedzą, co to jest polityka. Większość nie rozróżnia apartyjności od apolityczności. Wszyscy oświadczają, że ich działania są propaństwowe i mają na uwadze interes zwykłego obywatela. 

Każdy widzi, że to wierutne kłamstwo. Np. PSL to przecież prokościelne stronnictwo o poglądach łowiecko-strażackich, którym kieruje prawdziwy katolik, z zawodu lekarz, stojący na czele Ministerstwa Obrony Narodowej. To zwykła paranoja lub administracyjno-merytoryczne ryzyko. Myślę, że to lekceważenie fachowców. Podobnie jest w Ministerstwie Zdrowia. W ostatnich wyborach były tzw. uchybienia, a wielu uważa, że to były po prostu zwykłe fałszerstwa. Ilu obywateli weźmie udział w wyborach nieprzygotowanych pod względem maksymalnego zablokowania możliwości zakłamań i różnych nieuczciwych trików, np. kilkukrotnych głosowań w różnych komisjach, przekazywania danych z protokołu komisji obwodowej informatykowi przez przewodniczącego na osobności itp.?

Sam nie jestem pewien, jak mój głos został zaliczony… Niektórzy twierdzą, że nasz kraj to państwo z kartonu. Ja uważam, że takie państwo może zorganizować, niestety, kartonowe społeczeństwo. Przecież jesteśmy świadkami prawnej anarchii! Jeżeli to przesada, to zreformujmy ustrój naszego państwa: zmniejszmy o połowę liczbę członków wszystkich ciał przedstawicielskich, zlikwidujmy powiaty i Senat, bo tylko przeszkadzają! Przewodniczących egzekutyw niech wybierają legislatywy. Ograniczmy prerogatywy prezydenta (podpisuje nominację czy nominuje?). Niech wybiera prezydenta zmniejszony Sejm. Władzę sądowniczą niech sprawują tylko apartyjni fachowcy. W ocenie świadectw przy rekrutacji do kolejnych szkół powinna się liczyć średnia z przedmiotów adekwatnych do danej specjalności. Kiedy ten naród obudzi się z tego dziwnego i niebezpiecznego letargu? JERZY KRYGIER, Myślenice

Dziś i wczoraj

Jestem stałym czytelnikiem Waszego tygodnika i mam dobre zdanie o zamieszczanych w nim treściach. Jednak w ostatnim czasie odczuwam pewien niesmak w związku z ostatnimi wyborami prezydenckimi. Mam prawie 90 lat i zawsze głosowałem na lewicę, aczkolwiek do wszystkich rządów miałem od początku uwagi. W PRL-u nie mogłem zrozumieć, dlaczego obowiązywał przepis, że długi sprzed drugiej wojny światowej były rozliczane na zasadzie „złotówka za złotówkę”, i to jeszcze przed denominacją. O ile dobrze pamiętam, było to w 1950 roku. Moi rodzice byli na wsi wyrobnikami i przed wojną jeździli do Niemiec na roboty sezonowe. Wiadomo, jaka była wówczas sytuacja właścicieli gospodarstw rolnych w Polsce. I choć zdaniem gospodarzy moi rodzice byli „dziadostwem”, nie przeszkadzało to „gospodarzom” pożyczać od nich pieniędzy. Za oprocentowanie dawali, w ustalonych proporcjach, ziemię pod uprawę.

Nie mogłem zrozumieć po wojnie, że dłużnicy chcieli oddawać pieniądze mojej mamie złotówka za złotówkę. Ponieważ w 1939 roku straciłem Ojca w bitwie nad Bzurą, mamie owa ziemia z oprocentowania dawała minimalne utrzymanie. Mama nam później opowiadała, że te pożyczki dla bliskiej rodziny na ówczesne ceny były warte trzy krowy. Po zwrocie 1:1 wartość pieniędzy wystarczała na 1 parę dziecięcych butów. Ale „gospodarze” nie przejmowali się tym… Dzięki prawnikowi, który bezinteresownie pomagał wdowom po żołnie rzach poległych w 1939 roku, mama otrzymała 157 złotych renty – 57 zł dla siebie i po 50 zł dla mnie i dla starszego brata. Obaj z bratem (nie byliśmy, jak mówiono, „głąbami”) dostaliśmy się do Technikum Budowy Obrabiarek we Wrocławiu.

Po dwóch latach brat poszedł na ochotnika do szkoły oficerskiej. Ja technikum ukończyłem z wyróżnieniem w 1955 roku i, zgodnie z obowiązującymi przepisami, wybrałem sobie nakaz pracy 120 kilometrów od Wrocławia. Zrobiłem tak, bo mój wychowawca zapytał, czy chcę iść na studia, czy do pracy i poradził, bym wybrał nie Wrocław, gdzie musiałbym jedynie usługiwać inżynierom, ale prowincję, gdzie brakowało kadry technicznej i gdzie mogłem się wiele nauczyć. Nakaz pracy odbyłem w całości, a następnie pracowałem w dwóch kolejnych zakładach z dobrym skutkiem. Po 50 latach pracy mam w miarę przyzwoitą emeryturę.

Nie jestem zwolennikiem żadnej partii. Myślę jednak, że powinniście bardziej krytycznie pisać o panu Tusku i jego ekipie. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce jest tak bardzo zły system awansowania? Myślę, że szef czy minister często są z nadania partyjnego, ale już ich zastępcy powinni być fachowcami. Ci zastępcy powinni być awansowani „pionowo”, a nie „poziomo”, jak to jest obecnie. Sam przez dłuższy czas byłem zastępcą, a jak mój przełożony poszedł na sekretarza Komitetu Miejskiego, to sekretarz partii w zakładzie powiedział mi, że choć powinienem awansować na jego stanowisko to, jako bezpartyjny, nie mogę, bo takimi awansami zawiaduje Komitet Wojewódzki Partii. Gdy odpowiedziałem, że choć mam propozycje zmiany pracy, to wiele osób radzi mi, bym pozostał jako fachowiec na stanowisku zastępcy, skoro szef „musi” być z nadania partyjnego. Przełożony uściskał mnie i podziękował za pozostanie. W swoim CV mam również odznaczenia państwowe, którym partia nie była przeciwna.

Co do parytetu, uważam, że jego stosowanie jest uzasadnione wówczas, gdy mianowany/mianowana na jakieś stanowisko jest przede wszystkim fachowcem. Miałem pisać o funkcjonowaniu rządu, a tymczasem napisałem o sobie… Jest jeszcze jedna sprawa, a mianowicie – dlaczego nikt nie zaproponuje zmiennej ordynacji wyborczej? Osobiście żadna z dotychczasowych ordynacji nie podobała mi się bez zastrzeżeń. W moim okręgu wyborczym – kalisko- -leszczyńskim – osoba z PiS-u została posłem, otrzymując niewiele ponad trzy tysiące głosów, a nie została nim osoba z ponadszesnastotysięcznym poparciem tylko dlatego, że jest z małej partii. J.B. 

2025-09-29

Angora


Wiadomości
Krucha większość. To działo się w Sejmie
4bs
Dębowa rocznica. Organizacja Narodów Zjednoczonych kończy 80 lat
Henryk Martenka
Światłem pisana historia. Light.Move.Festival.
Sylwia Witkowska
Ściśle tajne. Rozmowa z ppłk. MARCINEM FALIŃSKIM
Krzysztof Różycki
Na zdrowie! Prohibicja po warszawsku
ADO
Społeczeństwo
Estonia. Od domów dla przesiedleńców po reformę szkolnictwa
KA na podst: news.err.ee, ua.news
Autoironia receptą na zwycięstwo. Czesi numerem 1 w humorze
ChS na podst.: www.visitczechia.com, www.expats.cz
Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Morderstwo w parku Róż
Michał Fajbusiewicz
Bez skrupułów. Majątek na krzywdzie ofiar
Tomasz Patora
Świat/Peryskop
Irlandia Północna. Mury pokoju, które wciąż dzielą
Lilka Poncyliusz-Guranowska
Hospicja jak domy grozy. Bułgarscy seniorzy byli więzieni
(ChS) na podst. Bułgarska Nacjonałna Telewizija
Nie Nowy Jork, lecz Azja. Tu rosną wieżowce XXI wieku
ANS na podst.: siviaggia.it, sky.it, ansa.it
Ile kosztuje wychowanie dziecka we Włoszech?
ANS na podst.: repubblica.it, adnkronos.com, Wall Street Italia, agi.it
Priorytety Rosjan się zmieniają. Nie potrzebują silnego przywódcy
CEZ na podst.: wciom.ru, tass.ru, ria.ru, theins.ru, moscowtimes.ru
Lifestyle/Zdrowie
Pan jurny i pani puszczalska. Seksualna moralność
E.W. na podst.: Magdalena Kuszewska. Łóżkowa ściema. „Newsweek” nr 38/2025
Ponad 5000 nowych przypadków chłoniaków w Polsce rocznie
A.M.
Zapalenie prostaty – problem mężczyzn w każdym wieku
Andrzej Marciniak
Polski rynek sztuki w 2024 roku. Jesteśmy w środku stawki
Tomasz Gawiński
Angorka - nie tylko dla dzieci...