Japońska osa, która nie żądli. Recenzja Nissana Juke

Krótki telegram od Nissana: Juke żyje i ma się dobrze! A po ostatniej kuracji odmładzającej, która dotknęła głównie wnętrza auta, nawet bardzo dobrze. Japoński crossover już nie szokuje kontrowersyjnym wyglądem jak w przypadku pierwszej generacji, ale wciąż zwraca na siebie uwagę.

Fot. Maciej Woldan

Zwłaszcza w żółtym kolorze, który dostępny jest w ofercie po tegorocznym liftingu. Zawadiacka prezencja nie idzie jednak w parze z wrażeniami z jazdy. Te należą do bardzo zwyczajnych, wręcz rozczarowujących…

2009 rok, Międzynarodowy Salon Samochodowy w Genewie. Nissan pokazuje zupełnie nowy model, który trudno przypisać do konkretnego segmentu aut. Juke jest wówczas jedynym w swoim rodzaju pojazdem, protoplastą całego gatunku miejskich crossoverów. Japończycy mieli nosa, bo po kilkunastu latach to jeden z najbardziej rozchwytywanych – zwłaszcza przez europejskich kierowców – typów samochodów. Pierwszy Juke miał nie tylko nietypowe jak na tamte czasy podwyższone nadwozie nadające mu lekko terenowy sznyt, ale wyróżniał się odważnym, kontrowersyjnym wyglądem. Zdania na ten temat były skrajnie podzielone. Sam byłem daleki od dołączenia do fanklubu pierwszej generacji japońskiego crossovera. Wrzucałem go do jednego worka z Fiatem Multiplą, synonimem motoryzacyjnej brzydoty. Trochę inaczej widzę sprawy w 2024 roku, gdy zdarzy mi się natknąć na drodze na Juke’a jedynkę czy na Multiplę. To były naprawdę oryginalne projekty, co w obecnych realiach, kiedy nowe samochody są do siebie bardzo podobne, niczym narysowane według jednego szablonu, należy docenić.

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2024-08-20

Maciej Woldan