Po kilku latach doczekaliśmy się liftingu popularnego koreańskiego SUV-a, a jego prezencja nie jest już tematem dyskusji. Kontrowersje zniknęły, pozostał wóz, któremu trudno wytknąć poważne wady…
– Do czego się tu przyczepić? – zastanawiałem się po pierwszym spotkaniu z Kią Sportage piątej generacji kilka lat temu. Skupiłem się wtedy na stylistyce, która sprawiała wrażenie kosmicznej. Przekombinowanej. Reszta okazała się więcej niż dobra i nie znalazłem powodów, żeby posłać Koreańczykom porcję krytyki i szyderstw. Teraz sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej, bo nadwozie odświeżonego SUV-a jest bardzo podobne do nieodświeżonego, a zmiany, jakie możemy zaobserwować gołym okiem, są kosmetyczne. Sęk w tym, że czas zrobił swoje i zadziałał na korzyść Kii, która doczekała się statusu hitu sprzedaży. Sportage przyjęła się w Polsce doskonale. Ludzie chętnie kupowali i kupują ten wóz. Nie krzyczę, że to jeden z cudów świata, ale akceptuję niebudzącą już zdziwienia bryłę. Laurka wisi w powietrzu? Nie będzie aż tak cukierkowo, bo chińska ofensywa motoryzacyjna robi swoje…
Subskrybuj