Ale ryzyko nie jest większe niż w innych krajach południa, a wycieczka przynajmniej uczy uważności. I smakowania! Zanim wyruszyliśmy na własną rękę do Beratu, przetarliśmy szlak autokarową wycieczką na Riwierę Albańską, czyli do Sarandy i Ksamilu. Zaczynamy od… przystanku na kawę. To rytuał Albańczyków, którzy nad filiżanką macchiato mogą siedzieć godzinami. Gdy już podjeżdżamy do ruin zamku górującego nad Sarandą, trudno przeoczyć zarośniętą trawami betonową kopułę, skierowaną wylotem w morze – jesteśmy wszak w kraju bunkrów. Na tarasie przylepionym do restauracji wrażenie robi roztaczająca się po dwóch stronach panorama – na południowym zachodzie leży na wyciągnięcie ręki wyspa Korfu (szybkim promem z Sarandy rzekomo dotrzemy na terytorium Grecji w pół godziny), a na północnym zachodzie, w dole, widać miasto rozłożone kaskadowo na zboczach.
Subskrybuj