Kiedy więc w tym roku Krzysztof Globisz (66 l.) zawitał na 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, owacjom i innym wyrazom uznania nie było końca. Po przebytym w 2014 roku udarze artysta długo wracał do zdrowia. Wieści docierające ze szpitala nie były początkowo pomyślne: aktor przez kilka miesięcy był w śpiączce farmakologicznej. Co więcej, żeby ratować mu zdrowie i życie, potrzebny był zabieg kraniotomii, czyli chirurgicznego otwarcia czaszki. Potem – już po powrocie do domu – musiał pokonywać częściowy paraliż, walczył z afazją, czyli zaburzeniami mowy.
– Dzięki żonie Agnieszce, lekarzom i rehabilitantom mozolnie, krok po kroku, zaczął wracać do świata. Jedno z pierwszych słów, które wypowiedział, brzmiało: „dom” – tak w wywiadzie dla miesięcznika „Twój Styl” mówił później dziennikarz Witold Bereś (63 l.), prywatnie przyjaciel Globisza.
Twórcy filmowi i teatralni zaczęli organizować wtedy koncerty i aukcje, by zebrać pieniądze na leczenie oraz rehabilitację kolegi aktora. „Zawsze, gdy go spotykamy, kiedy z nim rozmawiamy, gramy z nim, nawet gdy o nim myślimy, robi nam się jaśniej i cieplej. Krzysztof nigdy nie odmawiał pomocy innym. Zawsze był tam, gdzie ktoś go potrzebował. Jest naszym kochanym bratem, przyjacielem” – mówiła wtedy Anna Dymna (72 l.), zachęcając do wsparcia zbiórki.
Wreszcie po paru latach Globisz zaczął pojawiać się publicznie, aż w końcu ponownie stanął przed kamerą. W ubiegłym roku podczas gdyńskiego festiwalu po raz pierwszy pokazano film zatytułowany „Prawdziwe życie aniołów”, inspirowany historią życia aktora. Jest to także obraz determinacji żony pana Krzysztofa, która żmudną, codzienną pracą przywracała go do życia i do aktorstwa. Reżyser Artur Więcek tak wspominał moment, kiedy podjął decyzję, że chce nakręcić film o Globiszu: „Gdy zobaczyłem Krzysztofa na scenie, na którą wszedł jakiś czas po udarze, grając w spektaklu Wieloryb. The Globe, byłem oszołomiony! Tym, jaką miał pełną kontrolę nad rolą, w jakiej był formie. Nadal był aktorem, choć może nieco inaczej wyrażał siebie”. Rok temu Agnieszka i Krzysztof Globiszowie nie zdołali dotrzeć do Gdyni. Teraz wreszcie mogli wszystkie nieobecności nadrobić.
W konkursie głównym o najwyższą festiwalową nagrodę – Złote Lwy – walczył film pod tytułem „Sny pełne dymu” w reżyserii i ze scenariuszem Doroty Kędzierzawskiej (66 l.), w którym Globisz zagrał główną rolę. Tak opisali go sami twórcy w festiwalowym informatorze: „Prosta historia spotkania dwojga zupełnie różnych i dalekich sobie ludzi. Przypadek sprawia, że spędzają ze sobą kilka dni. Czasem tak się zdarza, że ci, którzy wydawali się nam całe życie bliscy i kochani, stają się zupełnie obcy. A ci obcy niespodziewanie okazują się bardzo bliscy. Wystarczy popatrzeć sobie w oczy. Wtedy od razu sny robią się pełne dymu i chce się żyć”. Jak pisze o tej opowieści recenzent Onetu, popis magnetycznego Krzysztofa Globisza chwyta za gardło. Kiedy pojawił się na pokazie, zgromadzeni w kinie widzowie nie chcieli przestać bić brawa. Aktor był taką reakcją wyraźnie wzruszony, a i jego fani ukradkiem ocierali łzy. Z podobnym entuzjazmem oklaskiwali go akredytowani przy festiwalu dziennikarze po pokazie prasowym. Okazało się przy tym, że Krzysztof Globisz jest też utalentowanym rysownikiem, a pierwsze szkice tworzył jeszcze w szpitalu.
Zarówno reżyserka, jak i grająca główną kobiecą rolę Żaneta Łabudzka (33 l.) miały koszulki z rysunkami autorstwa aktora, które pojawiają się też w samym filmie. Podczas konferencji prasowej Krzysztof Globisz próbował skomentować jedną z wypowiedzi reżyserki. Kiedy słowa nie brzmiały tak jak powinny, z irytacją i zniecierpliwieniem pokręcił głową. Mogliśmy na własne oczy przekonać się, jak wielką pracę wykonuje każdego dnia, by wrócić do pełnej sprawności. Ilu wyzwaniom – osobistym i zawodowym – musi stawić czoło. Siła, z jaką mierzy się z losem, jest godna szczególnego uznania i najszczerszego podziwu. Aktor udowadnia, że w życiu nie wolno nam się poddawać, nie wolno rezygnować, zanim nie podejmie się kolejnej próby.
Nawet za cenę bólu, cierpienia czy może nawet wstydu. Jurorzy tegorocznego festiwalu w Gdyni uznali, że na nagrodę zasługuje jedynie ścieżka dźwiękowa filmu „Sny pełne dymu”. Podczas gali finałowej pamiątkową statuetkę odebrał więc reżyser dźwięku Marcin Lenarczyk. Krzysztof Globisz wyjechał tym razem z Gdyni bez wyróżnienia, ale w jego przypadku pewnie nie o nagrody dziś chodzi. Dla pełnego determinacji aktora, którego znamy z wielu wspaniałych ról i który wciąż cieszy nas obecnością na wielkim ekranie, to właśnie miłość publiczności jest największą nagrodą.