Od lat związany jest z Warszawą, mieszka na stołecznej Sadybie. Tak na dobre odpoczywa dopiero od dwóch lat. – Wcisnąłem mocno hamulec. Postanowiliśmy z żoną porozglądać się dookoła i odkryliśmy kilka ciekawych miejsc. Pływamy sobie po Morzu Śródziemnym lub po Bałtyku albo jesteśmy na Mazurach. Mamy też domek w lesie. Jest bardziej relaksacyjnie. Dosyć już pracy.
W jednym z wywiadów mówił, że gdyby nie był aktorem, z pewnością zostałby skipperem. – Żeglarstwo interesowało mnie od młodych lat. Patent sternika jachtowego uzyskałem 60 lat temu. Wcześniej uprawiałem wioślarstwo, lubiłem wodę. Pływając po Wiśle, obserwowałem przepływające żaglówki z pięknymi dziewczynami i chłopcami grającymi na gitarach. Nic nie robili, a płynęli szybciej, więc pomyślałem, że muszę coś zmienić. I tak został żeglarzem, choć łatwo nie było, bo oprócz opanowania teorii wchodzi w rachubę duży wysiłek fizyczny. – Dopiero jak się ma stopień kapitana jachtowego, można liczyć, że będzie trochę lżej.
Subskrybuj