Wołanie o rekonstrukcję gabinetu, a nawet jej zapowiedzi praktycznie pojawiają się nazajutrz po zaprzysiężeniu rządu. Ot, urok demokracji… Bo kto słyszał o rekonstrukcji rządu Korei Północnej, Białorusi czy Rosji? Rekonstrukcje są w sferze publicznej normalne. Są planowane jak wybory, które rekonstruują masowo (zob. wybory samorządowe 7 kwietnia) lub punktowo (patrz: wybory w Konferencji Episkopatu Polski).
Są też rekonstrukcje wymuszone – na przykład przez CBA (lub stomatologa). I rekonstrukcje w ogóle niemożliwe, takie jak wymiana prezesa PiS. Trudnym łacińskim zapożyczeniem nazywamy życzenie, by się kogoś pozbyć. I mniejsza o powody… Premier Tusk od tygodni jest naciskany przez opinię publiczną (a jej wyrazicielem są media) o rekonstrukcję rządu, co przypomina rzymski amfiteatr pełen ludzi domagających się śmierci dla tych na arenie. W demokratycznej polityce rzadko ktoś domaga się śmierci (fuj, jakie to politycznie niepoprawne), ale nie zmniejsza to społecznych emocji. Bo śmierć cywilna polityka może być dlań okrutniejsza niż ostateczne wyzionięcie ducha. Naciski na Tuska na remont fasady, czyli rekonstrukcję rządu, wynikają z kalendarza. Wybory do europarlamentu mają być sposobem nie tylko na uratowanie życia oderwanym od władzy pisowcom i zgodą na ich przetrwanie do lepszych czasów. Także nagrodą dla własnych ministrów, którzy ponoć sobie to wcześniej zagwarantowali. Jacy przewidujący…
Premier Donald Tusk właśnie rozpoczął fazę pożerania swoich koalicjantów.
Rekonstrukcja rządu jest blisko, ale będzie całkowicie odmienna od wyobrażeń Lewicy i 3D pic.twitter.com/qnskkndzt3
— Łucja Darbah (@LucjaDarbah) April 12, 2024
Subskrybuj