R E K L A M A
R E K L A M A

Pies nie podpisał zgody. Obrońcy praw zwierząt atakują weterynarza

Jest czarny, podpalany – tak by określili umaszczenie psa ci, którzy na psach się znają. Radosny kundelek. Ale nie umie pisać i nie mógł wyrazić zgody na przeszczep nerki, co wykorzystali obrońcy zwierząt. 

Rys. Mirosław Stankiewicz

Tymczasem weterynarz ze znanej warszawskiej kliniki orzekł wobec właścicielki innego psa (też podpalanego kundelka), że jej pies umiera, bo umierają czynności jego nerek i pupil za moment umrze.

Właściciele chorego zwierzaka poszli do schroniska, wytypowali dawcę (podpalanego kundelka) i go adoptowali. To wymóg prawny – nie wolno wykonywać żadnych czynności medycznych na obcym zwierzęciu. W USA to normalna procedura, adopcja pod kątem przeszczepu. Nowi polscy właściciele, odbierając pieska, zadeklarowali sumiennie, że zawsze będzie otoczony opieką. I zaczęły się ich kłopoty.

U ludzi jest prościej. Członek rodziny – syn, córka – czy sąsiad mogą świadomie poddać się przeszczepowi. Operacja odbywa się już równolegle. Na jednym stole leży dawca, na drugim biorca, za chwilę jeden z nich straci organ na korzyść drugiego. Sam zdecydował, podpisał i cieszy się, że mógł pomóc.

Weterynarz również położył na dwóch stołach dwa pieski – to w Polsce nowatorskie, choć w Ameryce codzienne. Pobrał jedną zdrową nerkę od zdrowego kundelka i wszczepił ją umierającemu drugiemu. Byłoby cicho, gdyby klinika weterynaryjna nie odtrąbiła w internecie tego sukcesu. Wystarczył wpis, że przeszczepiony organ pochodził od psa ze schroniska.

„Znęcanie się nad zwierzęciem” – to jeden z delikatniejszych wpisów. Dominowały te porównujące lekarza z „doktorem Mengele” – znanym hitlerowskim zbrodniarzem z Auschwitz. Bo jak można przygarniać zwierzę ze schroniska w zamian za narządy…

Na nic tłumaczenia, że zwierzę zostało przygarnięte w dobrej wierze, że ma opiekę i ludzie po podobnych operacjach żyją dziesiątki lat. Pewna fundacja się zaparła i wytoczyła lekarzowi proces. Z sukcesem – rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, odsunięcie od zawodu na kolejne trzy i 10 tysięcy złotych na fundację.

Ratowanie życia jest dla mnie nadrzędnym nakazem – tłumaczył weterynarz.

Przywołajmy jego wcześniejsze dokonania na tym polu, podkreślając wyraźnie, że to pierwsze w Polsce tego typu operacje: Joker miał po przeszczepie komplikacje i zmarł po siedemnastu dniach, Bubu przeżył 6,5 roku, Saturn 10 lat. Podobnie statystyka układa się wobec ludzi. – Zapewniliśmy dawcy godne życie i on do tej pory jest wśród nas – puentuje pełnomocniczka weterynarza. – Mamy XXI wiek. 

2025-01-27

Wojciech Barczak na podst. Anna Szpręglewska, „Dawcy” – Magazyn Ekspresu Reporterów TVP