– Nikomu nie opłaca się tu pracować – mówi Ewa Daniela Burdon, prezes Norwesko-Polskiej Izby Handlowej. – Wysokie podatki, oprocentowania rosną, ceny energii idą ciągle w górę. Wiele norweskich przedsiębiorstw zbankrutowało z tego powodu, nie są w stanie przewidzieć wysokości rachunków za prąd, chociaż państwo przeznaczy 7 mld koron na wsparcie. Następuje dekolonizacja, ponieważ Polacy, Łotysze wyjeżdżają masowo z Norwegii. Norwegom należy klarownie uświadomić, że Polacy wyjeżdżają nie dlatego, że nie chce im się pracować czy mają dosyć klimatu. Mają lepsze możliwości w Polsce. Norwegom trudno zaakceptować fakt, że kto stoi w miejscu, nie rozwija się. Po raz pierwszy w historii mam zapytania do izby o miejsca pracy w Polsce. Role się powoli odwracają.
Przyczyn jest więcej
Polacy poczuli się np. rozczarowani sposobem, w jaki zostali potraktowani w czasie pandemii. Wręcz oddzieleni od reszty społeczeństwa, pozbawieni świadczeń. Na niekorzyść zmienia się kurs korony. – Według jednego z wyliczeń 4 lata wstecz, jeśli przeciętny Polak chciał wysłać do domu 10 tys. koron, to wychodziło mu ok. tysiąca euro. Dzisiaj ta sama kwota to 400 euro – podaje Burdon.
Pojawiły się nastroje niezadowolenia z władz, na razie nieśmiałe. Spada bowiem zatrudnienie, a wśród ludzi szeroko rozumianej elity występują zachowania korupcjogenne. Niechęć budzą silne kontrasty płacowe. Z jednej strony szefowa banku zarabia 15 mln koron rocznie, z drugiej 4 tys. osób stoi codziennie w centrum Oslo w oczekiwaniu na żywność. Wedle jednego z wyliczeń nieszczęściem byłyby narodziny bliźniąt, bo rodzice nie będą w stanie ich utrzymać. – Mam wrażenie, że żyjemy w schizofrenicznym świecie. Z jednej strony „opakowani” ropą. Parlament uchwalił niedawno zgodę na wydobywanie minerałów z dna morskiego. A jeszcze 5 miesięcy wcześniej mówiono, że zniszczenie oceanów oznacza zniszczenie Ziemi i ludzkości. Ale ostrzejszej reakcji nie należy się spodziewać: – Żeby Norwegia się spolaryzowała, trzeba następnych stu lat, ponieważ system indoktrynacji powoduje, że wiele trzeba, by zaczęto krytykować. Ta mantra, że my tu mamy najlepiej, jesteśmy najbogatszym krajem świata, wciąż działa, ale słyszy się ją coraz rzadziej.