Sąd okręgowy rozsądnie rozpatrzył sprawę 20 grudnia, a więc kilka tygodni po utracie władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego, co jednak było tylko zwykłym przypadkiem, gdyż wiadomo, jak przewlekłe są postępowania sądowe! Wyrok skazujący obu byłych ministrów na karę dwóch lat bezwzględnego pozbawienia wolności na prawicy wywołał szok. Dopiero wówczas zdano sobie sprawę, że obaj panowie trafią jednak za kraty. Była jeszcze nadzieja, że prezydent ponownie zastosuje akt łaski, ale Andrzej Duda przez wiele dni nie chciał tego zrobić.
Nadszedł ten dzień
8 stycznia sąd wydał nakaz doprowadzenia skazanych do jednostek penitencjarnych, a Marcin Kierwiński, minister spraw wewnętrznych i administracji, zapowiedział, że po otrzymaniu dokumentów z sądu policja podejmie natychmiastowe działania. 10 stycznia na godzinę 11 prezydent zaprosił do pałacu obu skazanych. Zapewne policja chciała nie dopuścić do tego spotkania, gdyż rano w podwarszawskim domu Macieja Wąsika zjawili się funkcjonariusze.
– Ja się tego zupełnie nie spodziewałam – mówiła Roma Wąsik. – Dzień był jak każdy, mąż zawiózł syna do szkoły. Nie wierzyłam, że przyjdą, a przyszli, kiedy mój mąż pojechał załatwiać swoje sprawy. Otrzymałam informację, czy panowie policjanci mogą wejść do domu i sprawdzić, czy męża nie ma. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zadzwoniłam do Maćka i spytałam, czy mam ich wpuścić. Usłyszałam, że nie. To było trudne przeżycie, bo wiedziałam, że coś się zaraz stanie.
Obaj byli ministrowie jednak dotarli do pałacu, gdzie spotkali się z głową państwa. Wzięli udział w uroczystości powołania nowych doradców prezydenta: Stanisława Żaryna i Błażeja Pobożego, którzy wcześniej byli podwładnymi Mariusza Kamińskiego. Rozmowy z prezydentem trwały długo, przerywane codziennymi obowiązkami Andrzeja Dudy. Około 18 prezydent wyjechał do Belwederu na spotkanie ze Swiatłaną Cichanouską, przywódczynią białoruskiej opozycji.
Subskrybuj