IKONOWICZ: Zaklęte rewiry

Ludzie zadłużeni chętnie podejmują pracę na czarno w obawie przed egzekucją komorniczą. A przecież o wiele korzystniej byłoby się zatrudnić na umowę o pracę, bo minimalnej komornik zająć nie może.

Fot. Twitter

Z jednym wyjątkiem, kiedy chodzi o długi alimentacyjne. Dlaczego więc ludzie godzą się na bezumowne świadczenie pracy? Bo w wielu branżach uzyskanie umowy za choćby płacę minimalną graniczy z cudem. A dochody z umów cywilnoprawnych nie podlegają ochronie takiej jak dochody z etatu. Nieformalne zatrudnienie oznacza, że pracodawca może płacić mniej, niż wynosi płaca minimalna czy minimalna stawka godzinowa. I zwykle tak robi.

Większość pracowników w tej szarej strefie wie, że pracodawcy wykorzystują ich trudne położenie, ale alternatywą jest brak pracy. Chodzi zwykle o osoby o niezbyt dużych kwalifikacjach, które łatwo zastąpić. W części przypadków praktyki te stosują drobne firmy, które z trudem utrzymują się na rynku. Znam jednak przypadki pracodawców, którzy dzięki wykorzystywaniu niewolniczej pracy ludzi zadłużonych zbili fortuny.

Znam takie firmy ochroniarskie. Oczywiście zdarza nam się zmusić niektóre z nich do wyrównania wynagrodzenia pracownikom do stawki ustawowej, ale tylko wtedy, kiedy poczują się one zagrożone utratą licencji. I zwykle dotyczy to osób, które już odchodzą z takiej pracy. Przeważnie bowiem tacy się do nas zgłaszają. Ostatnio przyszła do nas pewna pani w średnim wieku, która pracuje dla sieci sklepów z alkoholem. Jej właściciele prowadzą kilkadziesiąt takich placówek i zatrudniają na czarno. Interes zdecydowanie zyskowny, a mimo to właściciele nie oferują pracownikom żadnych umów.

Dlaczego tak postępują? Bo mogą. Bo zatrudnieni tam dłużnicy siedzą cicho, bo muszą płacić lichwiarzom i boją się stracić ten nędzny zarobek. Zwłaszcza że w takich firmach nikt nie przestrzega ustawowego czasu pracy, więc zaniżone stawki godzinowe kompensuje się większą liczbą godzin. W tych mikrofirmach, gdzie praktyka zatrudniania na gębę jest dość powszechna, zwykle nie ma związków zawodowych. W tych zaklętych rewirach mało kto wierzy w skuteczność Inspekcji Pracy. Ludzie zatem zaciskają zęby i godzą się na rolę pozbawionej uprawnień wynikających z prawa pracy taniej siły roboczej.

Istnieje też dość powszechne wśród pracowników przekonanie, że dysponujący dużym majątkiem szefowie mają długie ręce i szerokie plecy i podejmowanie z nimi konfrontacji to zwykła walka z wiatrakami. Wśród tych niezamożnych i zahukanych ludzi pracy jest niewielka wiara w to, że mogą liczyć na państwo i prawo. Dlatego część z nich trafia do Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. 

2024-02-26

Piotr Ikonowicz