Czerń. Przeciwieństwo światła, najciemniejsza z barw. Kolor początku, który stał się światłem, nazywany „niezrozumianym kolorem”, kojarzony z pustką poprzedzającą stworzenie świata. Wielki, czarny znak zapytania. Czarna straż wszechrzeczy: władcza, radykalna, nieprzenikniona. Od niej wszystko się zaczęło. Poprzedza światło, emituje jego promieniowanie, odbija je, pochłania. Bez niej niczego by nie było: natury, nas samych. Zawiera w sobie to, co niemożliwe, co nieoczekiwane, w końcu to, co już możliwe. Jego symbolika w różnych kulturach bywa inna: w Chinach to kolor szczęścia, w Japonii – szlachetności i mistrzostwa, w starożytnym Egipcie i u Indian – życia; u nas – żałoby, śmierci, pokory, ale i tajemnicy, powagi, dostojności, również luksusu, wyrafinowania, elegancji. La plus élégante des couleurs. Wraz ze światłem wywołuje w mózgu psychiczne wrażenie całego spektrum kolorów.
Nic dziwnego, że towarzyszy sztuce od czasu naskalnych malowideł po Nervala tracącego rozum pod „czarnym słońcem melancholii” albo Rimbauda, który samogłoskom przypisywał kolory z czarnym na ich czele: A czarny, E biały, I czerwony, U zielony, O niebieski… Czerń najbardziej kusiła malarstwo, rysunek, grafikę. Wielu malarzy było nią zafascynowanych: Velázquez, Rembrandt, Goya, Manet, Malewicz, Matisse, no i przede wszystkim zmarły trzy lata temu francuski abstrakcjonista Pierre Soulages, który ekspresji czerni poświęcił prawie całą twórczość, a żył długo: 102 lata. W paryskim Musée du Luxembourg trwa wystawa jego 130 dzieł – „Soulages, inne światło, obrazy na papierze”.
Subskrybuj