Świetnym pomysłem było zaproszenie do współpracy gdańskiego komika, kabareciarza i improwizatora Wojtka „Termosa” Tremiszewskiego. Popularny „Termos”, znany kiedyś z kabaretu Limo, a także z polsatowskiego serialu „Spadkobiercy” oraz licznych kreacji kabaretowych, nie tylko wprowadził twórcze ożywienie do łódzkiej trupy, lecz także był pomysłodawcą „Wyścigów i pościgów”.
Tremiszewski ma niezwykłą umiejętność nawiązywania kontaktu z widzem. Pamiętam go ze świetnego autorskiego monodramu o tym, jak Adam Mickiewicz próbuje zrobić karierę we współczesnej branży rozrywkowej. Te naturalnie komiczne zdolności w połączeniu z doświadczeniem łódzkiej grupy zaowocowały pysznym widowiskiem komedii improwizowanej. W nowym spektaklu jak zawsze pełno było zwariowanych pomysłów i karkołomnych sytuacji.
Już przy wejściu publiczność otrzymuje dwie kartki do głosowania. Jedną czerwoną, a drugą białą. W Teatrze Komedii Impro spektakle powstają bowiem wspólnie z publicznością, która ma wpływ na rozwój wydarzeń i często sama podpowiada aktorom, w jakim stylu i co mają grać. Szykowany wyścig odbywać się ma między dwiema grupami. Wśród wielu propozycji padają dwie, które ostatecznie zostają poddane głosowaniu, czyli emerytki i księża oraz ślimaki i żółwie. Dużą przewagą głosów wygrywa grupa emerytek z klerem w zestawie. Pojazdy, na których mają się ścigać, też zostają poddane głosowaniu. Wygrywają starożytne kwadrygi. I wreszcie publiczność wybiera miejsce, w jakim ma się odbywać ta niesamowita gonitwa. Zostaje nim Malbork.
A skoro Malbork, to średniowieczny zamek i Krzyżacy. Do wyścigu ma dojść w fosie zamkowej. Najpierw poznajemy uczestników wydarzeń. Jest więc emerytka Elwira, fanatyczka wyścigów, dawna mistrzyni zawodów, znana z tego, że robi najładniejsze kwadrygi w Malborku. Jest nawiedzony młody ksiądz Jacek, poszukiwacz heretyków, który chce spalić wszystkich na stosie i węszy wokół spisków innowierców niczym wytrawny pies gończy.
Tworzy się cała mikrospołeczność Malborka z zachowawczym proboszczem zakochanym w jednej z uczestniczek wyścigu, z licznymi emerytkami, które ciągle chcą się ścigać. Gdy dochodzi do pierwszych pościgów, zawodnikom konie mylą się z emerytkami, a emerytki z duchami krzyżackiego zamku. Galopada pomysłów nie pozwala widzom złapać oddechu pośród śmiechu i refleksji, gdyż nagle odkrywamy, że ten wygłup sceniczny skrywa w sobie głęboką i gorzką prawdę o tym, że cały dzisiejszy świat to jeden wielki wyścig w biegu do ściany.
Spektakle Teatru Impro są naprawdę improwizowane, więc czytelnicy, którzy wybiorą się na spektakl, mogą natrafić na zupełnie inny rozwój wydarzeń.