29 października wieczorem kilkuset agresywnych mężczyzn wtargnęło na płytę lotniska w Machaczkale. Powodem był przylot do stolicy Dagestanu samolotu z Tel Awiwu, którego pasażerowie mieli się tam przesiąść na kolejny – do Moskwy. Rozjuszony tłum zamierzał uniemożliwić obywatelom Izraela oczekiwanie w hali lotniska na kolejny lot. Potem już po prostu zaczęło się szukanie Żydów…
Siły bezpieczeństwa początkowo nie reagowały,
a jak donoszą niezależne media, i wcześniej tolerowały takie wystąpienia. Jak poprzedniego dnia w innym mieście republiki, Chasawjurcie, gdzie policja pozwoliła sprawdzić uczestnikom antyizraelskiej demonstracji, czy obywatele tego kraju nie mieszkają w dwóch tamtejszych hotelach. Na szczęście nie mieszkali – wbrew pogłoskom, że miano tam zameldować uchodźców z Izraela.
Początkowo również policja z Machaczkały próbowała wręcz współpracować ze szturmującymi lotnisko. – Bardzo dobrze rozumiemy wasze stanowisko! Wzywamy do zachowania porządku, poskandujemy razem z wami – tak przez megafony odpowiadali funkcjonariusze na okrzyki „Śmierć Żydom!”.
Dagestan: 20 osób zostało rannych, w tym dwie ciężko podczas szturmu muzułmanów na lotnisku w #Machaczkal, po przylocie izraelskiego samolotu z Tel Aviwu https://t.co/q2e4TGXnPO
— Dzieje się (@thewar200) October 30, 2023
Do interwencji doszło dopiero w obliczu groźby pogromu
O tym, że był on o włos, przekonał się jeden z pasażerów, który wzbudził podejrzenia demonstrantów. Uratował go dopiero okazany im paszport. Mężczyzna był Uzbekiem… Aby zapobiec dalszym rozruchom, policja sama przypuściła w końcu szturm. Zatrzymano ponad 80 uczestników zamieszek, ok. 20 osób zostało rannych, z czego dwie trafiły do szpitali w stanie krytycznym. Pasażerom nic się nie stało – służby poinformowały, że cały czas „byli w bezpiecznym miejscu”.
„To, co dzieje się teraz w Dagestanie, jest złe. Bardzo, bardzo niedobre. Zastanawiam się, kto to zorganizował” – pisała na Telegramie podczas zajść w Machaczkale Margarita Simonjan, czołowa rosyjska telewizyjna propagandystka. Oficjalną odpowiedź na to pytanie znaleziono (a raczej ustalono) wkrótce. Rzecznicy MSZ i Kremla jednym głosem zaczęli mówić o zaplanowanej i przeprowadzonej z zewnątrz prowokacji oraz ingerencji. Kropkę nad i postanowił postawić sam Władimir Putin, twierdząc, że „za tragedią w Palestynie, masakrą w Ukrainie i innymi konfliktami” stoją elity rządzące USA i to właśnie z Ukrainy „próbuje się podżegać do pogromów w Rosji”.
Wzrost napięć na tle religijnym
Jednak zdaniem zachodnich analityków antysemickie zamieszki na Kaukazie Północnym świadczą jedynie o rzeczywistym wzroście napięć na tle etnicznym i religijnym w Rosji. Tak uważają eksperci z amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną (ISW), którzy oceniają, że Kreml „będzie miał trudności z przekonaniem”, iż wspólnoty żydowskie są w Rosji bezpieczne. Rzeczywiście, do podobnych wystąpień doszło też w Kabardo-Bałkarii, gdzie podpalono żydowskie centrum kultury w Nalczyku, a na wiecu w Czerkiesku, stolicy Karaczajo-Czerkiesji, żądano zakazu wjazdu Izraelczyków do republiki i wydalenia z niej wszystkich Żydów.
Nie ma wątpliwości, że wojnę palestyńskich bojowników z Izraelem Kreml chce wykorzystać do własnych celów – aby odciągnąć uwagę Zachodu od Ukrainy. Jednak niemal otwarte poparcie działań Hamasu i potępianie reakcji Izraela trafiło na aż zbyt podatny grunt… A konflikty etniczne i religijne (zwłaszcza pod hasłami wojującego islamu) to ostatnia rzecz, której chciałaby Moskwa w i tak wybuchowym regionie Kaukazu. Teraz uwolnionego tam dżina próbuje się desperacko zapędzić do butelki z powrotem – dagestański przywódca Siergiej Mielikow zażądał, aby uczestnicy zamieszek „zmazali swe winy”, biorąc udział w specjalnej operacji wojskowej w Ukrainie, a satrapa z Groznego Ramzan Kadyrow zagroził strzelaniem do każdego, kto odważy się rozpętać takie zamieszki w Czeczenii.