„Doppelgänger. Sobowtór”. Recenzja Skiby

Szpiedzy nieustannie fascynują. Powstają na ich temat książki, filmy, a nawet opracowania naukowe. Temat zimnej wojny, gdy rywalizowały ze sobą dwa wrogie bloki polityczne, wydaje się do cna filmowo spenetrowany.

Fot. kadr z filmu

Tu klasykiem jest chociażby „Z przejmującego zimna” Johna le Carré, w którym zawiłe kombinacje operacyjne do dziś budzą dreszczyk emocji retro. Kilka lat temu hitem była książka o operacjach szpiegowskich Mosadu, a od zawsze popularnością cieszyły się szpiegowskie książki Wiktora Suworowa.

W Polsce przez lata ten temat kulał, bo w PRL-u można było robić filmy tylko o złych amerykańskich lub niemieckich szpiegach, którzy zdradzili ojczyznę, bo skusiła ich kasa. W takich rolach specjalizował się np. Ryszard Filipski. Historia najsłynniejszego szpiega w polskiej armii, czyli Ryszarda Kuklińskiego, doczekała się kilku książek i dobrego filmu „Jack Strong” – w reżyserii Władysława Pasikowskiego. Nagle okazało się, że te historie szpiegowskie z czasów PRL-u są równie ciekawe jak te kowbojskie historie o szpiegach w Moskwie. Najnowszy film „Doppelgänger. Sobowtór” Jana Holoubka też czerpie z prawdziwej historii.

W latach 70. polski wywiad wysłał do Niemiec tzw. wtórnika, czyli osobę ze skradzioną tożsamością. Była to jedna z barwniejszych akcji polskich służb specjalnych. Komunistyczny agent Jerzy Kaczmarek wcielił się w rolę realnie żyjącej osoby, która miała pochodzenie niemieckie. W ramach akcji łączenia rodzin trafił do Niemiec i zatrudnił się w urzędzie do spraw emigracji. Film trzyma w napięciu i jest klasycznym thrillerem szpiegowskim, ale nie na zawiłych operacjach wywiadu zasadza się akcja. Główny bohater grany przez Jakuba Gierszała zaczyna mieć… dylematy moralne, czyli coś, co właściwie dyskwalifikuje zawodowego szpiega.

Udawany Niemiec trafia bowiem do sympatycznej niemieckiej rodziny, w której wszyscy go kochają (a kuzynka to nawet za bardzo) i starają się pomóc bardziej niż w jego surowej i zimnej jak zamrażarka prawdziwej rodzinie polskiej. Mimo że to pożółkła kartka z historii, wniosek z filmu może być dla widza niebezpieczny. Niemcy nawet jako przyszywana rodzina są lepsi niż nasi. A tyle się TVP i osobiście prezes Kaczyński starali, aby zohydzić Niemców, a tu robotę psuje im film Holoubka. Film obsypany nagrodami na filmowym festiwalu w Gdyni. Iść trzeba koniecznie. 

2023-10-24

Krzysztof Skiba