Ponad głowami kobiet. Będzie referendum w sprawie aborcji

W kuluarach na Forum Ekonomicznym w Karpaczu mówiło się o tym wprost. Tusk zamierza postawić wszystko na jedną kartę. Mobilizacja wokół wyborów prezydenckich ma sprawić, że sprawa dostępu do aborcji w Polsce zostanie załatwiona raz na zawsze. 

Gdybyśmy nie wiedzieli, kto wygrał zeszłoroczne wybory parlamentarne, to przechadzając się po korytarzach hotelu w Karpaczu moglibyśmy uznać, że Polskę dalej trzyma w żelaznym uścisku partia Jarosława Kaczyńskiego. Spotkać tu można było Ryszarda TerleckiegoJacka Sasina, Marcina Horałę i wielu innych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Nagrodę człowieka roku otrzymał zaś Władysław Kosiniak- -Kamysz i przyjął ją bez cienia żenady, jakby zapomniał, że jego partia szoruje w sondażach po dnie, a prawdziwy „człowiek roku” w Karkonosze nie przyjechał. Decyzja Donalda Tuska o pozostaniu w Warszawie to pstryczek w nos organizatorom Forum, którzy w ubiegłych latach chętnie zapraszali liderów PiS. Nieobecność Tuska wybrzmiała donośniej niż obcasy pisowców stukających w czerwony dywan i sardoniczny uśmiech ministra obrony narodowej. Zabrakło też lewicowców. Poza Krzysztofem Gawkowskim w tłumie można było dostrzec tylko posłankę Paulinę Matysiak, choć ta trzymała raczej z politykami Zjednoczonej Prawicy.

Kuluarowe plotki to jedno, ale nas przecież najbardziej interesuje nie to, kto z kim jadł tartinki, a raczej, co zamierzają politycy w rozpoczynającym się gorącym sezonie. Tu news może być tylko jeden: Donald Tusk zamierza zdecydować się na przeprowadzenie referendum aborcyjnego i połączyć je z wyborami prezydenckimi.

Korzyści płynących dla rządu z takiego rozwiązania jest wiele. Tusk nie tylko poda tlen Trzeciej Drodze (bez niej nie jest w stanie rządzić), ale również pokaże, że potrafi dowozić sprawy do końca. Wybije z ręki argument tym, którzy mówią, że sto konkretów to zbiór pustych obietnic. Dodatkowo twardy orzech do zgryzienia będzie miał Sławomir Mentzen. Znany z dobrego kontaktu z młodzieżą polityk Konfederacji będzie musiał przecież powiedzieć wyborcom, że jest przeciwko aborcji albo przynajmniej zachęcić do bojkotu referendum. Mało prawdopodobne, by taka postawa spodobała się młodym ludziom, którzy kilka lat temu tłumnie wychodzili przed dom Jarosława Kaczyńskiego, by protestować właśnie w tej sprawie.

Czy jednak referendum – nawet zakładając, że Polacy wezmą w nim udział – naprawdę zakończy aborcyjne spory? Śmiem wątpić. Oczyma wyobraźni widzę już polityków prawicy, którzy będą mówić o niewielkiej frekwencji lub zwracać uwagę na niezbyt dużą przewagę frakcji „pro” nad głosami „anty”. Finalnie znajdą się tacy, którzy – podobnie jak po uchwaleniu konstytucji z 1997 r. – powiedzą, że dla nich to się nie liczy, bo w referendum nie był brany pod uwagę głos episkopatu.

Organizując referendum w budzącej tak wiele kontrowersji sprawie, Donald Tusk będzie przypominał strażaka, która raz gasi pożar wodą, a raz dolewa do niej benzynę. To wszystko ostatecznie wydarzy się ponad głowami kobiet, które coraz rzadziej decydują się na rodzenie w Polsce dzieci. 

2024-09-09

Jan Rojewski