Jest rozczarowany Kościołem
Dla Jana Frycza (69 l.) „wiara bywa niezbędna, żeby się w świecie odnaleźć”. Dlatego z coraz większym smutkiem i tęsknotą patrzy na współczesny Kościół. W długiej rozmowie z Onetem ceniony aktor tłumaczy, co zraziło go w ostatnich latach do Kościoła. Jednym z powodów rozczarowania kościelną instytucją był jej brak wiary… w ludzkie sumienie. – Pomógł obalić przeklętą komunę, ale nie poradził sobie z wywalczoną wolnością. Zamiast w nią uwierzyć, ciągle się jej boi. Na razie nic nie wskazuje na to, żeby wrócił do zadawania pytań, a nie dyktował odpowiedzi. Tymczasem Bóg wcale nie poucza, nie pokazuje palcem, co mamy robić. Po to dał nam sumienie – uważa Jan Frycz. Drugim czynnikiem zniechęcającym artystę do Kościoła jest polityka. – Polityka w świątyni obrzydziła mi Kościół, za którym bardzo tęsknię (…). Do Kościoła nie chodzę. Nie cierpię, kiedy ktoś się zgrywa – dodaje popularny aktor. W rozmowie został również poruszony temat problemów aktora z alkoholem. Na pytanie, do czego była mu potrzebna ta używka, Frycz odpowiedział: – Mówiono, że alkohol pozwala się uspokoić po robocie, gdy człowiek jest rozedrgany po długim spektaklu. To pułapka. Jedni piją w samotności, drudzy biorą leki na sen czy sięgają po inne środki, a rano trzeba biec do pracy… Jest dużo możliwości szkodliwych i destrukcyjnych zachowań. Ja pewnego dnia powiedziałem sobie: mam problem. Poszedłem na terapię.
Subskrybuj