Paryż nie jest już świętem. Igrzyska i Hemingway

Powoli dumna dewiza olimpijska: szybciej, wyżej, mocniej odpływa Sekwaną w przeszłość. Pojawiły się apele, aby przynajmniej symbol igrzysk – znicz olimpijski wypełniony nie ogniem, a światłem elektrycznym – pozostawić w ogrodach Tuileries, co poparli i prezydent Macron, i premier Attal, i mer Paryża madame Hidalgo, ale...

Fot. Picryl

Ale to nic nie zmieni – Paryż nie jest już świętem, żeby przywołać a rebours tytuł legendarnej książki Ernesta Hemingwaya, który skądinąd wiele dyscyplin sportu uprawiał: boks, biegi, piłkę nożną. W wydanej 60 lat temu, trzy lata po jego śmierci, autobiograficznej powieści Paris est une fete (Paryż jest świętem, polski tytuł: Ruchome święto) nawiązywał też do kolarstwa i wyścigów konnych; a i w zamian za korektę swych tekstów udzielał lekcji boksu rodakowi Ezrze Poundowi, poecie, który jak on osiadł w Paryżu.

Hemingway urodził się 125 lat temu na przedmieściach Chicago. Zginął w lipcu 1961 r., kilkanaście dni przed 62. urodzinami, strzelając sobie w głowę z ulubionej dubeltówki. Śmierć nazywał swoją dziwką, ale i najwierniejszą kochanką, za dewizę życia przyjmując, że: „Trzeba dobrze walczyć, nawet w przegranej sprawie”. Gdy wygrywał, żył zuchwale – na frontach dwóch wojen światowych i domowej w Hiszpanii, na dalekich morzach łowiąc wielką rybę i na rozległych przestrzeniach tropiąc dzikiego zwierza. Wielki wojownik – taki wizerunek sobie narzucił, a podtrzymywały go media.

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2024-08-12

Leszek Turkiewicz