To, co rozpaliło kraj najbardziej, to kto n i e złapał go bardziej. Na temat ucieczki sędzioszpiega na Białoruś dziennikarz Zbigniew Parafianowicz z Dziennika Gazety Prawnej ułożył nawet całą historyjkę ze szczegółami, jak to zbieg przedzierał się przez Turcję, po czym Straż Graniczna poinformowała, że przekroczył normalnie granicę w Terespolu jako turysta i nie tylko nikt go nie zatrzymywał, ale nawet nie miał takiego prawa. Teraz obecny szef służb specjalnych odkrył, że sędzioszpieg bywał już na Białorusi w zeszłym roku i ogłosił kiedy. Możliwość dokładnego ustalenia, co robił kiedyś, przy niemożności, co robi dzisiaj, raczej wskazuje na przewagę służb zwolnionych. Po ogłoszeniu, że sędzioszpieg przekraczał sobie granicę dowolnie, zapanowało zdziwienie, że po przejechaniu białoruskiej granicy taki ktoś znajduje się na Białorusi.
W samej postaci sędzioszpiega najdziwniejsze jest to, że dwulicowość to była jego druga natura od zawsze i nikomu nie dało to do myślenia. Początkowo uniżenie i z oddaniem wysługiwał się Ziobrze, a kiedy odkryli to i ujawnili dziennikarze, natychmiast go zdradził i z równym zaangażowaniem zaczął nadawać na ziobrystów. Front zmieniał w sekundę, co dziwne, cały czas zajmując się wydawaniem tych samych wyroków w Sądzie Administracyjnym. Robiłby to dotąd, właściwie nawet z Mińska, i nic nie można by na to poradzić, gdyby nie to, że sam zrzekł się swojej funkcji, czyli to on nam wymówił, a nie my jemu. W rezultacie ani jego kariera, ani jego winy nikogo nie zadowalają, a już zwłaszcza tych, którzy całe zło widzą w tzw. neo-sędziach, bo ten nie był neo, tylko staro-sędzią.
Subskrybuj