W latach 80. spędzałem wakacje w wynajętej chacie stojącej na wzgórzu nad Zalewem Rożnowskim. W te piękne okolice zapraszałem przyjaciół i współpracowników, aby się wspólnie kąpać, plażować, palić ogniska i biesiadować.
Któregoś lata wśród gości znalazła się Zofia Kucówna. Przywiozła z sobą Agatę Tuszyńską, początkującą wówczas pisarkę, traktowaną przez Hanuszkiewiczów poniekąd jak córkę. Było uroczo. Pani Zofia codziennie pływała ze mną w zalewie, a Agatę adorowało aż kilku obecnych tu wtedy kolegów.
Adama Hanuszkiewicza nie było, bo w którymś teatrze niemieckim reżyserował bodaj jedną ze sztuk Czechowa. Gorąco więc namawiałem Kucównę, aby obie pozostały jak najdłużej, zwłaszcza że była piękna pogoda. Nie wiedzieliśmy wówczas, że Adam nie sam pojechał reżyserować. Towarzyszyła mu Magda Cwenówna, poznana niedawno u mnie w Teatrze Wielkim łódzka aktorka, początkowo asystentka, ale wkrótce nie tylko…
Gdy się wszystko wydało, wyszło na to, że brałem udział w spisku, aby panią Zofię jak najdłużej zatrzymać u siebie w Pieninach. Nigdy się z tego nie wytłumaczyłem, a Kucówna nigdy tego nie komentowała. Tak zakończyło się małżeństwo państwa Hanuszkiewiczów, nie tylko wspaniałych artystów, ale również ludzi niezwykłych.
Przypomniałem sobie o tym, kiedy przed kilkunastoma dniami przeczytałem nekrolog Magdy Cwenówny.