Na przykład pisarki Ewy Szelburg-Zarembiny najmłodsi nie wybierali, zdecydowała kapituła Orderu Uśmiechu, czyli dorośli. Na pytanie, czemu, Cezary Leżeński, jeden ze współtwórców odznaczenia, autor książki „Za jeden uśmiech”, odpowiedział: – Myślisz, że dzieci nie napisałyby wniosku na nią? Jestem pewien, że zasypałyby nas listami.
Jednak nie zasypały, a ich propozycje często stały w sprzeczności z wizjami dorosłych. Wanda Chotomska, autorka dobranocki „Jacek i Agatka”, w rocznicę pięciolecia programu odwiedziła dziecięce sanatorium. Jeden z małych pacjentów, ciężko chory, mimo to wyjątkowo radosny, zapytał ją: – Dlaczego właściwie nie ma Orderu Uśmiechu? Powinien być – i pierwszy taki order dałbym Jackowi.
To wydawało się niepoważne
Opowieść Chotomskiej stała się impulsem do powstania nagrody. Niestety, pomysł, by wręczyć ją fikcyjnej postaci, wydał się odpowiedzialnym, dojrzałym ludziom niepoważny. W swojej książce Leżeński pisał, że chłopczyk chciał go tylko dać wesołej, wzruszającej laleczce. Trzydzieści lat później wciąż nie rozumiał idei i rozważał, dlaczego akurat Jackowi, a nie obojgu bohaterom bajki: – Może był w wieku, w którym nie lubi się dziewcząt i ciągnie je za warkocze albo przezywa.
Zaszczytny tytuł kawalera Orderu Uśmiechu nosi dziś ponad tysiąc osób rozmaitych profesji, postaci z dobranocek wśród nich nie uświadczysz. Są za to pisarze, aktorzy, lekarze, pedagodzy, celebryci, duchowni, nawet politycy. Dorośli fetują dorosłych, bo w kapitule nie ma dzieciaków, a jak pokazuje przykład Szelburg-Zarembiny, order mógł być przyznany wręcz bez ich wniosku. W 1993 roku to nawet nie kapituła wyręczyła najmłodszych, lecz telewizja. Do Leżeńskiego zadzwonił „pewien telewizyjny facet”, który zażądał przyznania orderu przebywającemu wówczas w Polsce Stevenowi Spielbergowi [amerykańskiemu reżyserowi] i zapewnił, że wniosek dzieci będzie za parę dni. Zanim wpłynął, informacja o tym orderze już była rozpowszechniana w mediach. Jerzego Owsiaka kapituła odznaczyła w 1993 roku. Wyróżnienie przyjął dopiero 25 lat później, bo, jak mówił, ktoś tu uwija sobie prywatny biznes (…). Karykaturalnie to wygląda: loża starców przebrana w jakieś dziwne insygnia, wyglądało, że dzieci służą tam jedynie do dekoracji.