Mówimy o MMA, najbardziej bezlitosnym sporcie zawodowym na świecie, które przekształciło się w jeden z elementów show- -biznesu sportowego do tego stopnia, że zajmuje trzecie miejsce, tuż po piłce nożnej i koszykówce, z ponad 450 milionami fanów na całym globie. Pod jej skrótem ukrywa się nazwa Mixed Martial Arts, czyli mieszanka sztuk walki, łącząca w sobie boks, starożytne, wywodzące się z Orientu dyscypliny, takie jak judo, jujitsu, kick boxing, karate z Okinawy, tajskie muay, koreańskie taekwondo, ale także francusko-genueńskie savate, greckie zapasy, wreszcie brazylijską capoeirę. Właśnie w siłowniach tego kraju skonkretyzowano nową konkurencję, którą następnie wyeksportowano do Stanów Zjednoczonych.
Premierowy turniej pod flagą UFC, Ultimate Fighting Championship, odbył się w Denver w 1993 r. Spotkało się wówczas ośmiu zawodników różnych sportów rywalizujących o nagrodę w wysokości 50 tys. dolarów. Pierwsze konkursy były bardzo brutalne i niemal pozbawione zasad – nie było limitów czasowych, demolka trwała do przerwania lub poddania się. Jednak z biegiem czasu, by zwiększyć bezpieczeństwo zawodników i sprawić, aby ta dyscyplina stała się bardziej akceptowana przez opinię publiczną, wprowadzono spore rygory. Zakazane zostało gryzienie, atakowanie genitaliów, oczu i krtani, uderzanie głową, ciosy w kręgosłup oraz stosowanie dźwigni na palce. Pozwolono na ciosy pięściami i łokciami, kopnięcia, dźwignie, chwyty zapaśnicze, duszenia, które czasami mogłyby okazać się destrukcyjne, gdyby nie interwencja sędziego. Z czasem dodano również kategorie wagowe oraz ograniczenia czasowe kompetycji. Początkowo, gdy MMA było jeszcze społecznie nieakceptowanym sportem w powijakach, nie cieszyło się popularnością w Stanach Zjednoczonych. Nie brakowało polityków, którzy chcieli zakazać wydarzeń UFC, niektóre stany nawet nie pozwoliły na nie. W 2001 r. pomocną dłoń wyciągnął Donald Trump, organizując z dużym rozmachem zawody w swoim kasynie w Atlantic City.
Subskrybuj