Downtown tętni życiem, wąskie uliczki – te, na których dopuszczony jest ruch samochodów – są zakorkowane, ale dzięki temu można lepiej podczas krótkiej wizyty przyjrzeć się imponującej architekturze, połączeniu historycznych budynków z nowoczesnością. Tłumy turystów nie narzekają na brak atrakcji. I choć zwiedzałam Boston zalany słońcem, mogę napisać, że natknęłam się tam na deszcz wrażeń. Taki urok „kolebki Ameryki”, atakujący wszystkie zmysły, bardzo mi odpowiadał. Prawdopodobnie tak czują miliony turystów świata, poszukujących w tej części USA nie tylko znakomitych owoców morza, z czego Boston słynie, ale przede wszystkim początków tego kraju. Tutaj historia gra główną rolę. Dla mnie, Polki, podróż do Bostonu była także poszukiwaniem polskich tropów, stąd wizyta na Uniwersytecie Harvarda, gdzie wykładał Stanisław Barańczak. Poeta i tłumacz żył oraz tworzył w pobliskim Newtonville.
Subskrybuj