Mało prawdopodobne. Znając Dodę, bo to jej już piętnastego lutego stuknie czterdziestka, piosenkarka będzie dalej tą samą petardą, fajerwerkiem i pędzącą rakietą. Wciąż, mimo pojawienia się na horyzoncie wielu innych młodszych wykonawczyń, ona trzęsie naszym szołbiznesem. Wszędzie, gdzie się pojawia, są też paparazzi. Jest nadal najchętniej fotografowaną Polką, a jej zdjęcia niezmiennie świetnie się sprzedają. Dorota Rabczewska przyszła na świat w Ciechanowie. Położone niecałe sto kilometrów na północ od Warszawy nieduże miasto musiało wtedy, w latach 80., wydawać się małej Dorotce oddalone o lata świetlne od stolicy.
Pewnie nieraz marzyła wtedy o wielkiej karierze, a – jak wspomina mama Wanda Rabczewska (72 l.) – debiut sceniczny zaliczyła już podczas uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego. Zgromadzeni w sali uczniowie, nauczyciele i rodzice usłyszeli, jak śpiewa piosenkę pod tytułem „Jestem sobie ogrodniczka”. W tamtym okresie Dorota uczyła się nie tylko w zwyczajnej podstawówce, chodziła też do szkoły muzycznej, gdzie podjęła naukę w klasie fortepianu. Dalej śpiewała i występowała, zadebiutowała też w telewizji: w 1996 roku pojawiła się w polsatowskim „Pożegnaniu lata z Gdańska”. To wtedy, w latach 90., pojawił się także pomysł kariery sportowej. Zainspirowana przez tatę sportowca w 1997 roku Rabczewska rozpoczęła treningi lekkoatletyczne. Biegała, skakała w dal, a nawet pchała kulą. Zdobywała złote medale. „Tata był moim pierwszym trenerem” – opowiadała parę lat temu podczas internetowego spotkania z fanami. „Ci, co są moimi fanami, wiedzą, że sport jest dla mnie na równi z muzyką wielką miłością. Skończyłam szkołę sportową, byłam wicemistrzem Polski w biegu na sto metrów”.
Subskrybuj