Żalą się na lokalne układy, rodzinne klany w sądach i prokuraturach, na nierzetelnych pełnomocników. Wielu klientów skarży się na to, że adwokat się nie stara albo po prostu działa na szkodę swojego klienta. To prawda, zdarza się, że miejscowi prawnicy odmawiają występowania przeciw lokalnym panom i władcom, bo mogłoby to podkopać ich kariery. Ale często korupcja czy układy są tworem wyobraźni ludzi, którzy nie mogą się pogodzić z niesprawiedliwym wyrokiem.
Adwokat bierze sprawy jak leci, bo to jego zawód. Nie realizuje żadnej misji społecznej, tylko po prostu żyje z reprezentowania swoich klientów. My każdą sprawę rozpatrujemy pod kątem etycznym. Staramy się unikać reprezentowania niesłusznej sprawy, więc zwykle działamy w imieniu poszkodowanych, słabszej strony toczącego się sporu. Zdarza się jednak, że ten słabszy nie jest z nami do końca szczery – i wtedy zaczynają się schody. Dlatego kluczowa jest dokumentacja. Staramy się też wiele spraw rozwiązywać polubownie. Pełniąc rolę rozjemców, poznajemy racje obu stron i zwykle zaczynamy od prób mediacji. Oczywiście, jeśli druga strona, którą nasi klienci przedstawiają jako krzywdziciela, wyrazi chęć rozmowy.
Mediacje się udają, kiedy istotą problemu są niezdolność stron do konstruktywnej rozmowy i nadmierne emocje. Kiedy jednak krzywdziciel wierzy, że może np. bezkarnie odmawiać wypłaty należnego wynagrodzenia, szans na udane mediacje raczej nie ma. Wtedy obok drogi sądowej, która często trwa latami, wybieramy wywieranie nacisku poprzez upublicznianie sporu. Wydajemy nieuczciwego pracodawcę, landlorda, kontrahenta pod osąd opinii publicznej. Pokazanie w mediach kogoś, kto dla własnej korzyści krzywdzi inną osobę, bywa skuteczne. Choć przepisy o ochronie danych osobowych często chronią „tego złego”. Ta wymuszona prawem anonimowość pozwala mu nadal krzywdzić ludzi, i to bezkarnie.
Czasem nasza presja polega na pikietowaniu siedziby krzywdziciela czy wręcz okupacji biura, gabinetu itp. Tego typu „akcje bezpośrednie” wymuszają negocjacje. Zły PR bywa gorszą opcją niż ugoda. Nasza strategia nie sprowadza się więc do pisania pism procesowych. Ilekroć stajemy w drzwiach jakiejś instytucji czy firmy, istnieje domniemanie graniczące z pewnością, że za nami pojawią się kamery. Niech ludzie zobaczą krzywdę i jej sprawców! Nazywają nas ostatnią deską ratunku. Ta nazwa zobowiązuje.