Wtedy to 17-letni Franio dokonał kilkunastu włamań do sklepów w Gdyni i okolicach. Łatwość zdobywania pieniędzy spowodowała, że szybko polubił złodziejski proceder. Jednak po niespełna roku wpadł i mimo młodego wieku trafił do więzienia za kilkanaście włamań. Dostał wyrok pięciu lat odsiadki. Po czterech opuścił mury więzienne. Ale wcześniej tam właśnie skończył szkołę średnią, a następnie na wolności imał się różnych zajęć, aby kilka lat później zostać nauczycielem.
W jednej ze szkół województwa gdańskiego uczył rysunku technicznego. Wtedy też doszło do pierwszych prób gwałtów na szkolnych koleżankach – nauczycielkach. Zdarzały się też czyny lubieżne dokonywane na uczennicach. Ale to były lata 70. ubiegłego wieku i kobiety wstydziły się zgłaszać organom ścigania takie przestępstwa. Jednak z czasem jedna z ofiar, kobieta zaatakowana na ulicy, zgłosiła fakt gwałtu milicji. Wtedy G. udowodniono trzy zgwałcenia i kilka czynów lubieżnych; ponownie trafił do więzienia.
W czasie kilkuletniej odsiadki zachowywał się wzorowo. Nawet skończył rozpoczęte przed aresztowaniem studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy. Został dyplomowanym pedagogiem z tytułem magistra. Za dobre sprawowanie opuścił więzienie dużo wcześniej i już w 1979 roku podjął pracę w kolejnej szkole. Tym razem uczył matematyki. Właściwie nigdy nie wyjaśniono, jak to się stało, że przy przyjmowaniu do pracy w oświacie nikt nie składał pytań do Ministerstwa Sprawiedliwości o niekaralność nowego nauczyciela.
„Pociąg” Franciszka G. do kobiet znowu dał znać o sobie. W maju 1979 r. w okolicach Gdyni dokonał gwałtu na nieletniej. Tym razem nie trafił do więzienia, został aresztowany i skierowany do szpitala psychiatrycznego, gdzie przebywał przez 5 lat, unikając sądowego wyroku.
W 1984 r. opuścił szpital i… zatrudnił się jako nauczyciel języka polskiego w Szkole Podstawowej nr 42 w Gdyni. Uczyła tam 27-letnia Ewa F. – absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, mężatka. Właśnie nią od początku zainteresował się Franciszek. Wielokrotnie próbował ją podrywać, ale ona nie przejawiała zainteresowania kolegą z pracy.
Dramat rozegrał się 6 marca 1987 r. Wieczorem odbyło się spotkanie rady pedagogicznej z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet. Miejscem spotkania był klub „Belfer” w Sopocie. Około godz. 18.30 pani Ewa pojawiła się w klubie. Była już tam licząca blisko 40 osób rada pedagogiczna Szkoły Podstawowej nr 42 w Gdyni. Impreza przy alkoholu trwała kilka dobrych godzin, Franciszek G. cały czas adorował panią Ewę, równolegle umawiając się z barmanką.
Około 22 Franciszek G., pani Ewa, jej koleżanka, dyrektor szkoły oraz jeszcze jeden nauczyciel udali się do restauracji „Ermitaż” w Sopocie. Bawili się tam zaledwie kilkadziesiąt minut, bo ok. 22.45 pani Ewa źle się poczuła. Znaleziono ją na murku przed restauracją, kiedy próbowała zaczerpnąć świeżego powietrza. Natychmiast pojawił się tam Franciszek G., proponując jej pomoc i odwiezienie do domu. Świadkowie tych wydarzeń twierdzili w czasie późniejszych przesłuchań, że odjechali taksówką, fiatem 125p. Nie udało się, niestety, ustalić danych taksówkarza.
Rankiem w szkole u dyrektora pojawił się mąż pani Ewy. Był zaniepokojony jej nieobecnością, gdyż nigdy się nie zdarzyło, żeby nie wróciła na noc do domu. Dyrektor twierdził, że nie wie, co stało się z pracownicą szkoły po wyjściu z „Belfra”. Nie wiadomo, czemu w czasie tej rozmowy dyrektor ukrył fakt wieczornej wizyty części towarzystwa w sopockim „Ermitażu”.
Mąż prosto ze szkoły poszedł do komendy w Gdyni i zgłosił zaginięcie żony. Wszczęto milicyjne poszukiwania, do których dołączyli nauczyciele ze szkoły, znajomi i rodzina zaginionej.
13 marca obok torów kolejowych przy osiedlu, na którym mieszkała zaginiona, jej sąsiad znalazł zwłoki kobiety. Sekcja wykazała uduszenie, a wcześniej gwałt.
Po znalezieniu zwłok milicja szybko skierowała podejrzenia na Franciszka G.
Nie wiadomo, dlaczego jego życiorysu nie znała dyrekcja szkoły, która niedawno go zatrudniła. Nie wiadomo też, czy przeszłość Franciszka znała jego aktualna żona i… piątka dzieci. Kiedy aresztowano zboczeńca i mordercę, sąsiedzi i znajomi doznali szoku. Okazało się, że spokojny, kulturalny nauczyciel i głowa niemałej rodziny połowę dorosłego życia spędził za kratami, a w końcu zamordował koleżankę z pracy. Kiedy aresztowano go w 1987 r., miał 40 lat.