Czy potrzebny? Jeśli tak, kiedy ma szanse powstać? Czy Polskę na to stać? Problemem CPK, jak się nazywa tę wielką ideę, nie jest jednak wyzwanie budowlane czy koszty, ale brak… komunikacji. A raczej, jak to zwykle bywało w przypadku Prawa i Sprawiedliwości, atrofia umiejętności komunikacyjnych. Nie mam na myśli działań transportowych, tylko komunikację elementarną, czyli umiejętność wzajemnego porozumienia się.
Ale tak to z PiS-em już bywa, że porozumiewać się nie potrafi. Z nikim! Może nie może, może nie umie? – CPK to więcej niż lotnisko. To powinien być projekt ponad podziałami – apeluje dziś, wypadłszy chyba z konopi, Mateusz Morawiecki. – Ambitne narody zasługują na wielkie inwestycje. Taką inwestycją jest Centralny Port Komunikacyjny. To projekt, który powinien być wyłączony z jakiegokolwiek sporu politycznego. Morawiecki ma rację, ale czemu nie ustanowił jej, czemu jej nie dowiódł, gdy rządził? Czemu nie zaprosił do dzieła wszystkich, a tylko partyjny aparat PiS-u?
Czemu wielka cywilizacyjna idea, która mogłaby zjednoczyć Polaków, jak kiedyś budowa Gdyni, Centralnego Okręgu Przemysłowego, jak odbudowa Warszawy, a potem Zamku Królewskiego, została potraktowana jak byle partyjny geszeft, w którym solidarność i dumę pokoleń miał zastąpić tupet cwanego działacza Horały? Gdy PiS utracił władzę, za CPK zabrała się ochoczo wczorajsza opozycja. Opozycja też nie ma polityków dogłębnie znających się na transporcie lotniczym, więc na Centralny Port rzucono posła Laska, który zna się na wypadkach lotniczych, ale na lotniskach już chyba mniej. Pozostaje wierzyć, że Lasek zasięgnie opinii ekspertów, a nie partyjnych ortodoksów, którzy w czambuł potępiają wszystko, co wymyślił PiS.
Subskrybuj