Zabrali mi „ale”! Recenzja Lexusa RX

Lexus RX najnowszej, piątej generacji wydaje się pod każdym względem lepszy od poprzednika.

Fot. Maciej Woldan

Duży, elegancki i luksusowy SUV oferowany jest na naszym kontynencie w trzech wersjach napędowych. Każda jest hybrydą i każda zapewnia zgoła inne doznania z jazdy. Po zapoznaniu się z trzema różnymi RX-ami mam swojego zdecydowanego faworyta. Nie będzie zaskoczeniem, że jest nim najmocniejsza, 371-konna, a zarazem najdroższa odmiana…

Zaproponowana przez Lexusa formuła testu nowego RX-a była ciekawa i sensowna. Usłyszałem, że aby dobrze poznać japońskie auto z półki premium, powinienem bliżej przyjrzeć się każdemu z wariantów napędu. I tak na kilkanaście dni stałem się kierowcą potężnego SUV-a o sporych aspiracjach. Kiedy wymieniałem kolejne egzemplarze w parku prasowym, zmieniały się nie tylko kolory aut, ale – przede wszystkim – wrażenia z jazdy…

Gdybym listopadową przygodę z najnowszym RX-em zakończył po pierwszym teście, moja ocena byłaby inna, niż gdy pojeździłem również kolejnymi wariantami. Na pierwszy ogień przyszło mi przejąć kluczyki do egzemplarza oznaczonego jako 350h. To klasyczna hybryda, z jakiej od lat słyną Toyoty i Lexusy. Oparta jest na 2,5-litrowym benzynowym silniku. Nie trzeba jej ładować prądem, wyróżnia się niskim spalaniem w mieście i ma bezstopniową skrzynię biegów E-CVT. Jest też najtańszą (cennik startuje od 390 tysięcy złotych) i najsłabszą (245 KM) propozycją. Zwykle z japońskimi hybrydami opracowanymi przez Toyotę mam jeden i ten sam problem. Nie jestem w stanie przekonać się i polubić pracy, a co za tym idzie, wrażeń akustycznych, jakie gwarantuje bezstopniowa przekładnia.

Gdy chcemy stanowczo przyspieszyć, samochód zaczyna wyć, co błyskawicznie odbiera chęci do dynamicznego podróżowania. I to pomimo całkiem przyzwoitych osiągów (w tym wypadku 7,9 sekundy do setki). Podobno Lexus, słysząc narzekania klientów, zwłaszcza europejskich, wziął słowa krytyki do siebie i zniwelował irytujące wycie. Podobno, ponieważ nie zaobserwowałem wielkiej różnicy w porównaniu z innymi, starszymi modelami.

OK, samochód jest świetnie wyciszony, za co należy go pochwalić, ale i tak nie jestem w stanie stwierdzić, by dochodzący do kabiny dźwięk był przyjemny. Gwoli ścisłości, jeśli jeździmy spokojnie, problem znika, a japoński SUV staje się wówczas kulturalny i dość oszczędny (średnie spalanie oscyluje ok. 8 litrów benzyny na 100 km). Niespieszący się kierowcy będą usatysfakcjonowani. RX 450h+ to hybryda, także bazująca na 2,5-litrowym motorze, ale typu plug-in. Jako niekochający hybryd, które trzeba doładowywać prądem, na tę odmianę patrzyłem najmniej przychylnie. I sceptyczny pozostałem do końca testu. Jasne, jest mocniejsza (309 KM) i szybsza (6,5 sekundy do setki) od 350h. Ale też znacznie droższa, bo kosztuje co najmniej 463 tysiące. Również ma E-CVT, czym z marszu kasuje zapędy do rozpędzania się. Żeby sensownie z niej korzystać, musimy codziennie ładować akumulatory. Bez tego jej wybór całkowicie mija się z celem. Na samym prądzie da się przejechać ok. 50 kilometrów, co wiąże się z oszczędnościami paliwa.

Gdy rozładujemy akumulatory (bateria litowo-jonowa ma pojemność 18,1 kWh), Lexus zaczyna pracować jak klasyczna hybryda. Na koniec wisienka na japońskim torcie, czyli 500h. Nareszcie! Podejrzewałem, że skoro zamiast E-CVT dostanę 6-stopniowy automat i turbodoładowany silnik wspomagany elektrycznym układem (łączna moc to 371 KM), będzie mi się jeździło lepiej. Niemniej, nie sądziłem, że będzie… aż tak wspaniale! Lexus w tej odmianie staje się zupełnie innym samochodem. Dynamicznym (6,2 do setki), żwawo reagującym na wciśnięcie pedału gazu, przyjemnie brzmiącym, zmieniającym przełożenia, co daje o niebo lepsze odczucia niż jednostajne przyspieszanie.

Frajda z jazdy? Zdecydowanie się pojawiła! Jasne, jest najdroższy w rodzinie (minimum 474 tysiące złotych), ale nie kosztuje wiele więcej niż opisywany plug-in. Pochłania więcej paliwa, bo w trybie mieszanym potrzebuje już powyżej 10 litrów na setkę. Co nie zmienia faktu, że nad tak prowadzącym się SUV-em jestem w stanie się rozpływać… Pochwalić muszę też wygląd zewnętrzny dużego (prawie 4,9 metra długości) Lexusa. Choć wcale nie zmalał, to w porównaniu z poprzednikiem wygląda smuklej. Ma ostre linie nadwozia, sporo przetłoczeń, nowoczesne światła. Zaprojektowano go w sposób, z jakim od lat kojarzy się luksusowa japońska marka. Zwłaszcza patrząc od frontu, trudno pomylić go z jakąkolwiek inną marką. Najbardziej efektownie przedstawiał się w różowo- złotym kolorze lakieru, który w zależności od pogody, niczym kameleon, zmieniał odcień. Na tle oklepanego szarego czy grafitowego wyglądał znacznie lepiej, uwydatniając stylistyczne smaczki. Kabina jest bardzo przestronna, co chwalili sobie pasażerowie z tylnego rzędu. Narzekali za to na dziwne, niewygodne zapinanie pasów bezpieczeństwa.

Warto wspomnieć o pojemności bagażnika, przekraczającej 600 litrów. To naprawdę sporo, a ponadto kufer sprawia wrażenie całkiem ustawnego. W dwóch pierwszych egzemplarzach miałem do czynienia z wygodnymi, komfortowymi fotelami, zaś w trzecim sprawdzałem twardsze, bardziej sportowe siedziska. I trudno stwierdzić, na których siedziało mi się przyjemniej, bo jedne i drugie zasługują na komplementy. Mogłyby mieć jedynie przedłużone podparcie na uda. Niemal za każdym razem, kiedy recenzowałem Lexusy, miałem jakieś „ale”. Przy poprzednich generacjach dotyczyło to archaicznych multimediów, których obsługa przyprawiała o drgawki. W 2023 roku to już przeszłość, bo Japończycy dogonili, a nawet przegonili konkurencję. Wielki (rodzi się pytanie czy nie nazbyt) 14-calowy wyświetlacz centralny działa szybko, oferuje nowoczesną grafikę, bezprzewodowo łączy się z systemem Apple CarPlay. Drugie, znacznie istotniejsze „ale”, było związane z subiektywnymi doznaniami i delikatnie rzecz ujmując, „niekochaniem” charakterystyki pracy japońskich hybryd połączonych z bezstopniową skrzynią biegów.

Tymczasem RX 500h prowadzi się świetnie i w końcu może być uznawany za dużego SUV-a z wysokiej półki, którego polubią ceniący sobie od czasu do czasu ostrzejszą jazdę, niż tylko napawanie się umiarkowanymi wynikami spalania. Lexusie, to dobre, bardzo dobre zmiany! 

2023-11-20

Maciej Woldan


Wiadomości
Dwa lata za pięć istnień. Wyrok w sprawie pożaru w escape roomie
Tomasz Patora
Uczelnia Przekrętów. Studia, gdzie prane są pieniądze
Antoni Szpak
Kto kogo? Rozmowa z prof. RAFAŁEM CHWEDORUKIEM
Krzysztof Różycki
Obywatelu, broń się sam! Kryzys w policji
E.W. na podst.: Zbigniew Borek, Juliusz Ćwieluch. „Zmęczony jak pies”. „Polityka” nr 48/2024
Społeczeństwo
Czy może być gorzej? Porażka polskiej kadry
Maciej Woldan
Prawnik radzi. Niektóre opłaty na cmentarzach mogą być nielegalne 
Mecenas Jan Paragraf
IKONOWICZ: Czyszczenie kamienic
Piotr Ikonowicz
Lepszy niż Bond. Porucznik Borewicz z „07 zgłoś się”
Plotkara
Świat/Peryskop
Wyjeżdżasz na święta? Tu uważaj na kieszonkowców
AS na podst.: dailymail.co.uk, euronews.com
Wydawało się, że sprzedają łąkę. Był to dawny obóz koncentracyjny
Beata Dżon-Ozimek
Według Mroziewicza. Biden – Trump – Ukraina
Krzysztof Różycki
Hymny narodów świata: Orisa
Henryk Martenka
Lifestyle/Zdrowie
Spotkanie z samym sobą na scenie, czyli improwizacja solowa
Wojciech Nomejko
Lekarze medycyny pracy na start. Rozmowa z dr. JACKIEM KRAJEWSKIM
Krzysztof Różycki
Jakbyśmy zaczynali od nowa. Sprawa zegarka Johna Lennona
(PKU) Na podst.: FAZ, The Japan Times, The New York Times
Rok Saganki. Jakże francuska sztuka „małych nicości”
Leszek Turkiewicz
Samochód bez kierowcy. Nie wiadomo kto nim kierował
Wojciech Barczak na podst. Anna Szpręglewska „Bez hamowania” „Magazyn Ekspresu Reporterów”, TVP 1
Angorka