Hazardziści. Polacy mają kasyno w domu, pracy, na lekcjach

Według danych Ministerstwa Finansów hazard uprawia w Polsce ponad 37 proc. osób w wieku powyżej 15 lat. Skala zjawiska rosła szybko wraz z rozwojem cyfryzacji.

Fot. Pixabay

Dzisiaj, by zagrać w ruletkę i blackjacka, nie trzeba wkładać garnituru ani eleganckiej sukni, jechać do kasyna. Można grać w szlafroku, w szkolnym mundurku, w służbowym uniformie. Wystarczy włączyć komputer lub – jeszcze prościej – wziąć do ręki komórkę.

Kasyno jest w domu, w pracy, na lekcjach; wszędzie tam, gdzie mamy Internet. Sieć oferuje dostęp do setek wirtualnych gier i zakładów bukmacherskich. Ilu Polaków wpadło w nałóg? Tego dokładnie nie wiadomo. Niektórzy twierdzą, że u nas wygląda to podobnie jak w innych państwach Unii – mniej więcej 4 proc. populacji gra bardzo często, a około 2 proc. to prawdziwi hazardziści. Wyniki EZOP II, czyli Kompleksowego Badania Stanu Zdrowia Psychicznego Społeczeństwa i Jego Uwarunkowań, opublikowane w 2021 roku, są bardziej optymistyczne – pokazują nie miliony, lecz 48 tys. poważnie uzależnionych. Wciąż niemało.

Problem z hazardem zaczyna się już wtedy, gdy po raz pierwszy gracz pomyśli, że może zhakować system, że „umie” wygrywać, tylko musi się skupić. I próbuje do skutku. A skutek jest zawsze ten sam: przegrana. I zjazd emocjonalny, w końcu problemy finansowe i załamanie życia. Jak w przypadku każdego uzależnienia. Ula cały czas miała świadomość, że wszystko niszczy. 

Nosiłam w sobie poczucie krzywdy. 

Dręczyły mnie myśli, że jestem ta najgorsza, bo narobiłam niebotycznych długów i oszukałam najbliższych (…). Żeby sobie ulżyć, wchodziłam w konflikty. A kiedy już się pokłóciłam z siostrą lub matką, miałam wymówkę: świat jest zły, nie umiem sobie z tym poradzić, muszę zagrać. Któregoś dnia, gdy miała jechać do pracy, odeszła z przystanku, bo obok był lokal z automatami. Próbowała się odzwyczaić, nie dała rady. Niepowodzenie znów wpędziło ją w depresję. Chciała skoczyć z mostu do Wisły, ale wreszcie zgłosiła się do szpitala. Nie po to, aby wydobrzeć czy pozbyć się nałogu. Tak naprawdę dlatego, że nie miała już za co żyć. Ściślej – nie miała za co obstawiać. Gdyby tamtego dnia znalazła 10 zł, obstawiałaby, ile się da. Grała też cały weekend, żeby nachapać się na zapas tego cudownego nieszczęścia z przegrywania, zanim wsiadła do pociągu na terapię. Z biletem wykupionym przez siostrę, która już wiedziała, że Ulce nie wolno dać do ręki pieniędzy. 

2023-11-03

E.W. Na podst.: Aleksandra Pezda, „Znieczuleni”. „Newsweek” nr 42/2023