Ozdobne piece i kominki wracają do mody. Niektóre są dziełami sztuki

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu piece i kominki w Polsce były synonimem zacofania. Dziś są nie tylko ozdobą domów, ale także świadczą o statusie ich właścicieli. 

Fot. Archiwum firmy

Zygmunt Kulig z firmy Ceramisart jest inżynierem zootechnikiem, ale na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zdecydował się na działalność gospodarczą. W 1982 r., gdy w sklepach spożywczych królował ocet, w Stalowej Woli uruchomił kaflarnię. Był to czas, gdy bez względu na branżę sprzedawało się wszystko. Ludzie kupowali na zapas nawet zwykłe słoiki (weki), nie mówiąc o cukrze czy mące, bo nie mieli pewności, że znowu je kupią. Z drugiej strony, nawet najbardziej zwykłe surowce i komponenty potrzebne do najprostszej produkcji były dostępne głównie dzięki układom, łapówkom lub szczęściu. 

Pan Zygmunt tak szybko doskonalił się w trudnej sztuce produkcji odlewanych kafli ceramicznych, że już po dwóch latach na wszystkie produkowane wzory otrzymał atesty z „Cepelii”, która w tamtych latach była nie tylko monopolistą w sprzedaży rękodzieła artystycznego, ale także zapewniała stawki stosunkowo wysokie, jak na tamte czasy. 

Prawie od ośmiu lat firmę prowadzi jego syn Tomasz, z zawodu lekarz, specjalista chirurgii szczękowo-twarzowej. 

– Do momentu przejęcia firmy jako lekarz byłem niezwykle zapracowany. Kierowanie kaflarnią sprawiło, że zwolniłem obroty. Teraz nie wiem, co jest moim hobby, a co pracą – ceramika czy medycyna? – zastanawia się pan Tomasz. 

Już dawno skończyły się czasy, gdy kaflarnie pozyskiwały glinę w swojej najbliższej okolicy. Firma dra Kuliga zaopatruje się w najlepszej jakości surowiec od krajowych lub niemieckich producentów i z niego tworzy własną masę w płynnej formie z różnych rodzajów glin zmieszanych ze zmielonym kalibrowanym szamotem (materiał ceramiczny otrzymywany przez wypalenie gliny i jej zmielenie) o ziarnach do 0,3 mm. 

2500 zł za sztukę 

Tak uzyskane leiwo zostaje umieszczone w gipsowych formach, aż stanie się spoiste. Po wysuszeniu i uzyskaniu niskiej wilgotności ręcznie usuwa się wszelkie niedoskonałości. Następnie kafle dostają się do elektrycznego pieca, gdzie wypala się je w temperaturze ponad 1100 stopni. Po wyjęciu są pokrywane szkliwem (masa szklana, do której czasami dodaje się tlenki oraz związki różnych pierwiastków), po czym następuje drugi wypał, którego temperatura może dochodzić nawet do 1200 stopni. Niektóre kafle są zdobione, ręcznie malowane, rzeźbione, reliefowane. W zależności od oczekiwań i zasobności portfela klienta można je zdobić szkliwami zawierającymi metale szlachetne: srebro, platynę lub złoto. Produkcja trwa około dwóch miesięcy. Właściciel celowo nie chce jej skrócić, gdyż pośpiech nie wpływa dobrze na jakość i trwałość kafli. 

W stałej ofercie firmy jest ponad 400 wzorów. Najtańszy standardowy kafel o wymiarach 22 x 22 cm kosztuje około 60 zł brutto. Najdroższe dochodzą do tysiąca. Firmie zdarzało się też produkować ozdobne kafle o wymiarach 50 x 35 cm, których jednostkowa cena wynosiła około 2500 zł. Kaflarnia współpracuje z wieloma czołowymi zakładami zduńskimi, które zajmują się budową pieców oraz kominków, i to one najczęściej zamawiają konkretne wzory do swoich realizacji. Firma pana Tomasza często współdziała ze zdunami jeszcze na etapie projektowania pieca. Jest też inna droga. Klient zgłasza się najpierw do kaflarni, wybiera określone wzory albo zgłasza się ze swoimi, a następnie właściciel kontaktuje go z konkretnym zakładem zduńskim, przeważnie w najbliższej okolicy zamieszkania klienta. 

Właściciel nie zdradza nazwisk znanych osób, u których budowano kominki lub piece z jego kafli. Z głośnych realizacji wiadomo, że z kafli Kuligów zrekonstruowano dwa zabytkowe, ponadpięciometrowe piece znajdujące się w Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Czasami oczekiwania niektórych klientów są dalekie od naszych upodobań estetycznych. Kiedyś zrobiliśmy przepiękny kominek, na którym klient zażyczył sobie, żeby namalowano mu motocykle – i był z tego bardzo zadowolony. Kaflarnia ma coraz więcej zamówień spoza kraju, głównie z krajów ościennych. 

Mimo że zatrudnia zaledwie 20 osób, to jest prawdopodobnie największym w kraju producentem odlewanych kafli do pieców i kominków. Na rynku nie jest ich wielu. Nie więcej niż dziesięciu, ale tylko połowa ma istotną pozycję w tej niszowej branży. Na polskim rynku jest obecnych także kilka zagranicznych firm, głównie z Niemiec, Czech i Węgier. Jednak każda kaflarnia ma trochę inny charakter i wzornictwo, a co za tym idzie – innych klientów, dlatego raczej nie wchodzą sobie w drogę. 

Po lewej: Najczęściej zamawiany
model pieca zaprojektowany
i wykonany przez Ceramisart. Po prawej: Jeden z dwóch pieców
odrestaurowanych w Collegium
Novum Uniwersytetu
Jagiellońskiego. /Fot. Archiwum firmy

Inwestycja na pokolenia 

Nieduży kominek zrobiony ze standardowych kafli kosztuje ponad 20 tys. zł, z czego koszt samych kafli stanowi jedną trzecią. Duży ładny piec ze zdobieniami to już wydatek około 60 tys. zł. Piece i kominki mogą czerpać energię z różnych źródeł ciepła. Jednak właściciel jest zwolennikiem naturalnego ognia uzyskiwanego przede wszystkim ze spalania dobrej jakości drewna. – Paleniska, które montowane są w naszych piecach, spełniają najwyższe normy europejskie, więc śmiało można powiedzieć, że nie stanowią zagrożenia dla środowiska. Co prawda w Krakowie są zabronione wszystkie paliwa stałe, ale z tego, co słyszałem, może się to zmienić, gdyż najnowsze ekspertyzy takich pieców jak nasze wykazały, że to nie była dobra decyzja. 

Rocznie z kafli Kuligów buduje się setki kominków i pieców. Właściciel nie podaje wyników finansowych firmy, ale wiadomo, że rentowność produkcji jest spora. 

– Praktycznie wszystko, co zarobimy, wraca do firmy w formie inwestycji czy poprawienia warunków pracy – zapewnia pan Tomasz. – Nasza kaflarnia ma już 41 lat. Ale nie mam wątpliwości, że piece i kominki zrobione z naszych kafli, jeżeli będą prawidłowo eksploatowane i konserwowane, powinny przetrwać pokolenia. 

Z roku na rok firma ze Stalowej Woli podnosi jakość swoich wyrobów i dzięki temu zdobywa nowych klientów. Tomasz Kulig śmieje się, że już teraz jego kafle są lepsze niż większość słynnych portugalskich niebieskich azulejos. Na przełomie XIX i XX wieku w naszej części Europy najwyżej cenione były kafle braci Teichertów z Miśni i z podberlińskiego Velten. Dziś niemal wszystkie tamte zakłady przestały istnieć, więc kaflarnia Kuligów może kiedyś zająć ich miejsce. 

2023-12-18

Krzysztof Tomaszewski