Zatopiona w starym parku dawna siedziba rodu Potulickich, choć niedoinwestowana i nadgryziona zębem czasu, nie miała sobie równych. Kto raz tam trafił, zawsze wracał. Gdy po wojnie w 1948 roku kompleks pałacowo-parkowy w Oborach trafił w ręce Związku Literatów, na otwarciu głos zabrał Jarosław Iwaszkiewicz. „Opowiem wam historię tego pałacu…” – rozpoczął wystąpienie sławny pisarz. Nie dał rady dokończyć swojej opowieści, bo wszedł mu w słowo wybitny poeta Antoni Słonimski: „Co tu dużo gadać, prawda jest taka, żeście ten pałac ukradli Potulickim”. O Potulickich jeszcze tu będzie. Na razie wymieńmy innych znakomitych bywalców zabytkowego dworu w Oborach, z jakiegoś powodu nazywanego pałacem. Przyjeżdżali tam bracia Marian i Kazimierz Brandysowie, Tadeusz Konwicki, Józef Hen. Swoje kolejne książki pisała Maria Nurowska, a nastrojowe wiersze wdowa po znanym poecie Mieczysławie Jastrunie. Stałymi gośćmi były Anna Kamieńska i Julia Hartwig. Każdy miał swoje ulubione miejsce w jadalni, ulubiony pokój i ławeczkę w parku. Biada temu, kto próbowałby ten oborski porządek zakłócić. Uwielbiali to miejsce filmowcy, pałac i park zagrały w niejednym polskim filmie. Bywali tam redaktorzy naczelni największych gazet i całkiem sporo innych znanych gości, którzy chcieliby pozostać anonimowi. A byłoby co opowiadać, ale wszyscy wiedzieli, że co działo się w Oborach, zostawało w Oborach. Z okien na tyłach pałacu, po drugiej stronie stawu widać było ruiny starego browaru. Od czasu do czasu oborskie towarzystwo powtarzało sobie kolejną plotkę o kimś znanym, kto miałby chrapkę na ów browar. Padały różne nazwiska, „wtajemniczeni” twierdzili, że już zaraz dojdzie do zakupu, ale lata mijały, a browar wciąż niszczał.
Subskrybuj