Wydawałoby się, że trudno o bardziej chwytliwy temat niż zamach na Karola Wojtyłę z 13 maja 1981 roku. Żył tym zamachem cały świat, a imperia trzęsły się w posadach. Tymczasem zmieniła się cała epoka. Upadł system komunistyczny, nastąpiły globalne przetasowania na mapach świata, a o papieżu (mimo że szybko ogłoszono go „świętym”) wyszły informacje, o których przykro dziś mówić.
Nie czas i miejsce, aby teraz rozstrzygać, na ile papież wiedział o skali pedofilii w Kościele, a na ile sam ją ukrywał i chronił w imię milionowych interesów Kościoła. Na potrzeby naszej recenzji ważne jest zupełnie co innego. Ważne jest to, że, niestety, papież, dawny król duchowy Polski, już nie chwyta.
Nie budzi nawet emocji. Stał się odpustową figurką, postacią z ludowego jarmarku, tak samo odległą od współczesnego świata jak błogosławiona Dorota z Mątowów czy Święty Antoni.
Czuje to podskórnie sam Pasikowski, bo podstawowym tematem filmu wcale nie jest zamach na papieża, lecz starzenie się i choroba śmiertelna zasłużonego killera polskich służb specjalnych z czasów PRL.
W rolę zabijaki na emeryturze wciela się nestor kina moralnego niepokoju oraz etatowy polski twardziel X muzy, Bogusław Linda. I tu mogą się ze mnie śmiać liczni recenzenci, a feministki mogą wieszać mnie na latarni, ale ja po prostu uwielbiam przerysowaną grę tego faceta. To absolutna ikona, a z ikonami się nie polemizuje.
Nawet stary i zmęczony Linda, który w filmie Pasikowskiego gra śmiertelnie chorego zakapiora wojskowej ubecji, jest żywszy i ciekawszy niż całe wagony serialowych wymoczków, którzy nawet jak w filmie piją herbatę, to widać, że oszukują.
Grany stylowo przez Lindę snajper Bruno przygotowuje się do zamachu, ale ma zabić nie papieża (do tej roli bułgarski wywiad przeznaczył Turka Alego Ağcę), ale samego zamachowca. W trakcie mozolnych przygotowań próbuje posklejać swoje życie, zaprzyjaźnia się z miejscowym chłopcem, wyrównuje porachunki na wsi, odnawia kontakt z dawną znajomą z kręgu pań lekkich obyczajów, tęskni do córki, która uciekła ze swoją matką do Niemiec.
Przy okazji mdleje, traci przytomność i pluje krwią, jak to koleś chory na raka płuc. Widz nieco męczy się razem z Lindą, ale też nachodzi go zaskakująca refleksja, że komuniści musieli mieć bardzo wąskie kadry, skoro do niezwykle ważnej misji likwidacji zamachowca przewidzieli półtrupa.
Nie jest to może powtórka świetnego filmu Pasikowskiego o Kuklińskim, ale miłośników pamiętnych „Psów” tegoż reżysera w zupełności zadowoli. Dobre kino gatunkowe, a do tego wspomniany Linda oraz świetna Karolina Gruszka plus Zbigniew Zamachowski i Adam Woronowicz do radosnego kompletu konstruują nam przyzwoitą pigułę filmową dla wyznawców. Pozostali będą kręcić nosem.