W książce Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych” las i zwierzęta mają swoją obrończynię, ale nie brakuje jej wrogów. Myśliwi i leśnicy, właściciel fermy zwierząt futerkowych, policja, ksiądz, czyli miejscowa elita, traktują naturę jako swoją własność, z którą można wyczyniać, co się chce. Konflikt jest nieunikniony, a groza nadciąga.
Najnowszy spektakl Teatru im. S. Jaracza w Łodzi, będący adaptacją znanej powieści noblistki, to przedstawienie wybitne. Nawet jeśli ktoś czytał książkę i widział film Agnieszki Holland „Pokot” na podstawie ekothrillera Tokarczuk, to warto wybrać się jeszcze na łódzkie przedstawienie.
Spektakl w reżyserii Leny Frankiewicz obfituje w wiele plastycznych scen, które nie pozostawiają widza obojętnym. Bal Grzybiarzy, na którym rozpoznamy kogoś łudząco podobnego do Krzysztofa Rutkowskiego, to kpina z małomiasteczkowych elit, wyluzowana balanga Janiny Duszejko i przyjaciół przy muzyce The Doors jest bardziej filmowa niż całe kultowe kino drogi, wreszcie scena mszy dla myśliwych w dniu św. Hubertusa, podczas której ksiądz wygłasza płomienną, wręcz kabaretową pochwałę myślistwa obklejoną cytatami z Biblii, to ponury slajd z polskiej rzeczywistości.
Te i wiele innych scen budują spektakl, który opowiada nam historię pełną zbrodni, smutku, rozpaczy, ale też radości i śmiechu. Świetnym pomysłem jest swoisty balet saren grany przez półnagie aktorki, które od początku śledzą akcję i są jakby świadkami wszystkich zdarzeń. Są zdziwione, spłoszone, czasem dzikie. Jak to sarny.
Spektakl jest jednak przede wszystkim fantastycznym popisem Mileny Lisieckiej, która w roli Janiny Duszejko, wrażliwej samotniczki, nawiedzonej baby z lasu, kobiety o wielkim sercu, daje z siebie tyle prawdy, ciepła, wkurzenia i dobroci, że wystarczyłoby na kilka kolejnych postaci w książkach Tokarczuk. To rola zdaje się napisana specjalnie dla niej. Czytając książkę, wyobrażałem sobie w roli Duszejko kogoś takiego jak Lisiecka.
Brawa również dla Sandry Szwarc za świetną adaptację powieści. Na scenie zmieściły się wszystkie ważne powieściowe wątki. Gratulacje należą się też Stefanowi Wesołowskiemu za muzykę, która potęguje napięcie tam, gdzie trzeba, a gdzie to jest wskazane, łagodzi klimat.
Polecam ten spektakl wszystkim przeciwnikom myślistwa, fanom twórczości Tokarczuk, obrońcom i miłośnikom zwierząt, ale przede wszystkim tym, którzy lubią chodzić do teatru.
Jeśli komuś powieści Tokarczuk nie leżą, są zbyt trudne (były minister kultury za rządów PiS Piotr Gliński przyznał, że nie doczytał Tokarczuk, bo nie dał rady, ale obiecał, że po Noblu spróbuje jeszcze raz), to spektakl z Łodzi będzie dla niego świetną próbką w oswajaniu się z frazą noblistki.