Problemem zajęli się naukowcy, którzy ustalili, że zimne powietrze uszkadza odpowiedź immunologiczną w nosie. Jak wynika z ubiegłorocznego badania, którego wyniki niedawno opublikowano, obniżenie temperatury wewnątrz nosa o 5 st. Celsjusza zabija prawie 50 proc. z miliardów przydatnych drobnoustrojów w nozdrzach, których zadaniem jest zwalczanie patogenów.
Gorsza odporność
– Zimne powietrze wiąże się ze zwiększoną infekcją wirusową, ponieważ przez niewielki spadek temperatury zasadniczo tracimy połowę swej odporności – stwierdził w rozmowie z CNN dr Benjamin Bleier, profesor z Harvard Medical School w Bostonie, główny autor wspomnianego badania. Wirus lub bakteria układu oddechowego atakuje nos, który jest głównym punktem jego wdarcia się do organizmu. Naukowcy odkryli, że przód nosa natychmiast wykrywa patogen – na długo przed tym, zanim tył nosa zauważa intruza. I w takiej sytuacji komórki wyściełające natychmiast zaczynają tworzyć miliardy własnych kopii w formie pęcherzyków zewnątrzkomórkowych. Działają one jak wabiki i wirus przykleja się do nich zamiast do komórek właściwych. W konsekwencji produkowana jest w dużej ilości wydzielina, a przeciwciała w niej obecne mogą zmieniać jej barwę i konsystencję. W ten sposób powstaje katar, będący jedną z form obronnych organizmu.
Maseczka jesienią?
Zaatakowany nos zwiększa produkcje pęcherzyków zewnątrzkomórkowych o 160 proc., co przekłada się na większą zdolność do zatrzymywania wirusów. Tak to działa w normalnych warunkach. A co dzieje się pod wpływem zmiany temperatury? U osoby wystawionej na działanie zimnego powietrza temperatura w nosie może spaść nawet o 9 st. C. I to wystarczy, by nos właściwie stracił swoje supermoce. W każdym pęcherzyku zewnątrzkomórkowym liczba obronnych drobnoustrojów spada o połowę, a liczba receptorów w każdym pęcherzyku zmniejsza się nawet o 70 proc., co sprawia, że są one mniej lepkie.
Dlatego też naukowcy zachęcają do noszenia w chłodne dni maseczek, które są niczym sweter dla nosa i chronią przed bezpośrednim wdychaniem wirusów.