R E K L A M A
R E K L A M A

Flamenco, Beczała i Monteverdi. Jak w Barcelonie

Po przyjeździe do Barcelony obowiązkowym rytuałem turystycznym jest obejrzenie tańców flamenco przy lampce wina. Wprawdzie taniec ten pochodzi z XVII-wiecznej Andaluzji, ale Katalonia od tego czasu stała się centrum kultu tego folkloru. Barceloński pokaz flamenco był nieco podstarzały, przydługi i nudny, a wino tylko w małych ilościach i nie najlepsze. 

Fot. Wikimedia

Na szczęście w mieście tym można podążać śladami Gaudiego; Casa Batlló, Casa Mila, Park Güell, katedra Sagrada Familia. Niezależnie od tego gotycka dzielnica Barri Gotic z katedrą św. Eulalii oraz kościół Santa Maria del Mar w średniowiecznej dzielnicy La Ribera, spacer po Rambli i odwiedziny w Muzeum Picassa. Wszystko to przeszło eleganckie towarzystwo łódzkiego Grand Touru zakochane (zwłaszcza panie!) w polskim przewodniku; młodym, przystojnym, złotoustym i wszystkowiedzącym Sebastianie Mączce rodem z Nowego Sącza. 

Ale głównym powodem odwiedzenia Barcelony było zobaczenie i usłyszenie Piotra Beczały, którego dwa recitale zapowiedział Gran Teatre del Liceu z udziałem amerykańskiej sopranistki Sondry Radvanovsky. Podziwu godny entuzjazm podczas obu wykonań zaprezentowała hiszpańska i na poły międzynarodowa publiczność, oklaskując, wiwatując, wykrzykując i entuzjazmując się obiema gwiazdami nawet wtedy, gdy na bis Piotr Beczała zaśpiewał nieznaną pieśń Pamiętam ciche, jasne złote dnie nieznanego tu kompozytora Mieczysława Karłowicza.

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2023-07-24

Sławomir Pietras