– Witamy na pokładzie
„Jana Heweliusza” – uśmiechnięty ochmistrz Edward Kurpiel kłania się kobietom wchodzącym do ciasnego pokoiku biura spółki „EuroAfrica”, kontenerowej budy stojącej na nabrzeżu świnoujskiego portu. Barbara Zaborska, kierowniczka linii promowych „EuroAfrica”, z ulgą stawia na podłodze dwie torby podróżne. Agnieszka Goldmann, zastępca dyrektora spółki, sięgnęła ręką do guzików swego eleganckiego płaszcza: – Nie, chyba nie ma sensu się rozbierać – zawahała się – zaraz przecież wychodzimy, a na dworze pada… Obie płyną do Szwecji promem należącym do spółki, którą reprezentują. Czują się więc jak u siebie.
Edward Kurpiel podsuwa kobietom krzesła. Podchodzi do telefonu. – Jutro dostawa zaopatrzenia na prom, muszę porozumieć się z intendentką – tłumaczył się przed zwierzchniczkami. – Zepsuł mi się kalkulator, a bez niego ani rusz – powiedział bardziej do siebie niż do kogokolwiek.
– Wygląda na to, że dzisiaj jest sporo chętnych na podróż – informuje szefowe spółki Andrzej Sadowski, pracownik kontenerowej budy. – Panie na długo do Szwecji? – pyta, ale nie zdążył usłyszeć odpowiedzi, wywołany z drugiego pomieszczenia służącego za kasę biletową głosami kolejnych klientów. Jeden z nich głośno zastanawia się, czy płynąć dzisiaj czy jutro. – Co pan będziesz odkładał podróż – przekonuje Andrzej Sadowski. – Załadunek dopiero się zaczął. Zdąży pan zaokrętować…
– Torby zabiorę na razie do swojej kajuty – zaproponował kobietom Edward Kurpiel. – Panie Bogdanie – zwrócił się do kucharza, Bogdana Zakrzewskiego – weź pan bagaże naszych miłych gości…
– Zbliża się dziewiętnasta – zarejestrował kucharz, podchodząc z torbami do promu. Niezbyt silny zachodni wiatr smagnął go zimnym deszczem po twarzy. Zakrzewski skulił się w sobie i przyspieszył kroku. Szedł w kierunku częściowo już zapełnionej rampy samochodowej, gdzie oficer pożarowy kierował pojazdy na właściwe stanowiska. Wielkie tiry wjeżdżały powoli do ogromnego wnętrza promu i ginęły w jego przepastnym brzuchu. Kierowcy stali grupkami i spokojnie rozmawiali. Wysoko na pokładzie kucharz dostrzegł któregoś z kolegów z załogi. Stał i patrzył przed siebie, w dal.
Zakrzewski był spokojny. Rozmawiał przed chwilą telefonicznie z żoną w Wejherowie, gdzie stale mieszkają z dwójką małych chłopców.
Subskrybuj