Po 14 latach władzy Marka Ruttego, przewodniczącego Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji, do głosu doszła holenderska prawica – nacjonalistyczna Partia Wolności (PVV) Geerta Wildersa, centroprawicowa VVD, centroprawicowa NSC oraz agrarna i populistyczna BBB. Jednak najważniejszej teki nie objął żaden z liderów ugrupowań tworzących koalicję. Do roli premiera wybrano Dicka Schoofa, a właściwie Hendrikusa Wilhelmusa Marię „Dicka” Schoofa. Gdy po 175 dniach negocjacji ogłoszono decyzję, Holendrzy byli zdezorientowani. W sondażu przeprowadzonym przez program telewizyjny „EenVandaag” 50 proc. respondentów nie wiedziało, kim jest przywódca. Kolejne 11 proc. znało go tylko z nazwiska. Urodził się 8 marca 1957 roku w rodzinie katolickiej jako jedno z siedmiorga dzieci. Jest rozwiedziony, ma dwie dorosłe córki adoptowane z Chin i biega w maratonach. Według „Politico”, poza pracą uwielbia gadżety oraz medialną uwagę. Wolał jej jednak nie przykuwać, kiedy w 2021 roku porzucił socjaldemokratyczną Partię Pracy po ponad 30 latach członkostwa. Powiedział wtedy tylko, że nie czuł się już w niej jak w domu.
Szef tajnych służb
Zdaniem Fransa Timmermansa Schoof to bardzo lojalny i oddany urzędnik państwowy. Przez kilka ostatnich dekad pełnił różnego rodzaju ważne funkcje – był dyrektorem generalnym policji, szefem Urzędu ds. Imigracji i Naturalizacji, szefem tajnych służb AIVD oraz agencji antyterrorystycznej NCTV, sekretarzem generalnym w Ministerstwie Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa. Ale działał zwykle za kulisami. On sam, przedstawiając się obywatelom, sprawiał wrażenie zaskoczonego nominacją. Wyglądał jak przysłowiowa dziewica, która niespodziewanie urodziła – komentował niemiecki „Die Tageszeitung”. Pokazał się jednak z sympatycznej strony – młodszy, bardziej energiczny, niż wynikałoby z metryki, przystojny, szczupły, zadbany. Gazety przytaczają dowcip krążący wśród jego współpracowników: – Gdzie jest Dick? – Tam, gdzie wisi lustro. Wydał się również bardzo bezpośredni, bo od razu zerwał zasłonę z życia prywatnego, informując, że od dłuższego czasu omawiał nową ofertę pracy ze swoją dziewczyną i dwójką dzieci. Wyznał, że chce czynić dobro, służyć praworządności, zostać premierem wszystkich Holendrów, skrócić dystans między obywatelami a polityką. Brzmi idealnie, gdyby nie fakt, że będzie wprowadzał w życie umowę koalicyjną zatytułowaną Nadzieja, odwaga i duma, a szczególnie najbardziej restrykcyjne w historii kraju prawo migracyjne i azylowe, przeciwko któremu już protestują holenderscy muzułmanie. Eksperci przewidują duży zwrot w polityce i zgrzyty w kontaktach z Unią. Sugerują, że Holandia będzie chciała płacić mniej unijnego budżetu, złagodzić przepisy dotyczące przyrody i rolnictwa, niezbyt przychylnie ustosunkuje się też do planów przyjmowania nowych członków, w tym Ukrainy.
Dwa skandale
O Schoofie mówi się, że przestrzega zasad, lecz potrafi je również naginać. Był zamieszany w dwa skandale. W 2015 próbował wpływać na końcowy raport rządu w sprawie postępowania służb bezpieczeństwa dotyczących katastrofy samolotu malezyjskich linii lotniczych MH17, w której zginęło 196 Holendrów. Z kolei w marcu tego roku zignorował ostrzeżenia dotyczące legalności szpiegowania za pośrednictwem fałszywych kont w mediach społecznościowych. Poza tym jest ulubionym kandydatem Wildersa, wychwalanym przez niego pod niebiosa za osiągnięcia i uczciwość. Jednak nowy premier zdecydowanie zaprzecza, jakoby chodził na smyczy przewodniczącego PVV. Podkreśla, że został wybrany nie przez nacjonalistyczną Partię Wolności, lecz przez wszystkich czterech koalicjantów. – Jest tylko jeden premier i będę nim ja – deklarował po nominacji. Jego rząd ma być bardziej technokratyczny niż polityczny, choć trudno w to uwierzyć, bo, jak pisze jeden z holenderskich tygodników, Schoof zawsze szanuje fakt, że politycy mają ostatnie słowo.