Indie. Tam pisarze są jak gwiazdy

Niemiecki pisarz Christopher Kloeble udał się do Indii, aby promować swą książkę wydaną po angielsku i wziął udział w kilku festiwalach literackich. Zdziwił się, że pisarzy nawet tak mało znanych jak on tam traktuje się jak gwiazdy piłki nożnej w Europie. Najwięcej miłośników książek jest wśród uczniów i studentów. 

Christopher Kloeble /Fot. Wikimedia

Kloeblego zaskoczyło też to, jak wielu młodych ludzi płynnie przechodziło z jednego języka na drugi i z powrotem. Stwierdził: – Nie jak w przypadku Niemca niezdarnie używającego anglicyzmów. Oni wybierają najlepsze słowa z kilku języków i czynią je własnymi. Nawet mieszkaniec północnych Indii, który ledwo zna angielski, prędzej powie „Thank you” niż „Dhanyavaad”. 

W kraju, który ma 22 języki urzędowe i ponad 1000 języków mówionych, angielski ułatwia komunikację. Jest też głównym językiem świata literackiego. Nie oznacza to jednak, że najlepiej sprzedające się i najchętniej czytane książki to tytuły anglojęzyczne. Wielkie bestsellery docierające do milionów czytelników pisane są w językach regionalnych. Do najważniejszych należą bengalski, hindi, malajalam i marathi. 

Na festiwalu w Chennai Christopher Kloeble poznał Jeyamohana. To najlepiej sprzedający się tamilski autor ponad 200 książek. Na spotkanie z nim przyszły setki fanów. Na koniec wielu z nich chciało dotknąć jego stóp, co jest staromodnym indyjskim gestem szacunku. Jeyamohan inspiruje setki tysięcy ludzi, ale ponieważ nie wydaje po angielsku – nikt go na Zachodzie nie zna. 

W Indiach odbywa się co roku ponad 60 festiwali literackich. Na każdym jest duża frekwencja. W przeciwieństwie do Zachodu, większość odwiedzających to uczniowie i studenci, którzy swoimi zdjęciami z autorami chwalą się na Instagramie. Na odczyt Kloeb lego na festiwalu w Hajdarabadzie przyszedł mężczyzna, który nie potrafił czytać po angielsku, ale chciał chociaż posłuchać. 

Do Niemca ustawiła się kolejka 150 studentów. Każdy chciał autograf i zdjęcie. Z czymś takim w swej ojczyźnie autor nigdy się nie spotkał. Na festiwalach w Indiach autorzy są zapowiadani przez głośniki niczym sławni bokserzy wchodzący na ring. Pisarze mają wykłady, udzielają wywiadów, prowadzą debaty. 

Nie o wszystkim można jednak pisać. Pewien filmowiec popełnił książkę: „Jestem Onir i jestem gejem”. Na festiwalu w Kalkucie zaprezentował ją, ale już w Bihar nie mógł. Pojawiły się groźby i miejscowy rząd poinformował go, że nie jest w stanie zagwarantować mu bezpieczeństwa. Zainteresowanie festiwalami rośnie, dlatego rząd chce mieć wpływ na to, kto przekazuje tam swoje myśli. Niektóre imprezy budzą spore kontrowersje. W Jaipurze doszło do protestów, bo jedna ze scen festiwalowych nosiła nazwę Namiot Mogołów. Mogołowie to władcy imperium indoislamskiego, którzy nadal postrzegani są jako okupanci, zwłaszcza przez konserwatywnych hinduistów. Nie chcą wiązać się z muzułmanami, a ci stanowią ogromną, ponad 200-milionową mniejszość i od dawna są istotną częścią indyjskiej tożsamości. 

Autorzy piszący po angielsku przyciągają większą uwagę zamożnej klasy wyższej, która mówi i czyta w tym języku. Zdarza się nawet, że młodsze pokolenia w tych kręgach nie potrafią czytać ani pisać w swoim języku regionalnym. Orientacja na Zachód zdaje się zmniejszać, odkąd Indie urosły do samodzielnej potęgi gospodarczej. Jednak najwięksi wydawcy książek w Indiach pochodzą z Zachodu, m.in. HarperCollins, Penguin Random House, Simon & Schuster. Ich pozycje są regularnie recenzowane w dużych anglojęzycznych dziennikach. Poza tym jeśli książka zostanie wydana po angielsku, to ma szansę trafić także na Zachód, gdzie płaci się więcej i rozdaje nagrody literackie. 

Najbardziej w Indiach szanuje się autorów, którzy publikują też w USA i w Wielkiej Brytanii, ale angielskojęzyczne książki z Indii trafiają na Zachód rzadko. Nie wystarczy bowiem tylko przetłumaczyć tekst, trzeba też wyjaś nić kulturę. Odrzucane są też historie, które nie pasują do zachodnich wyobrażeń o Indiach. I nie ma w nich słoni, przypraw ani kast. 

Na festiwalu w Chennai Christopher Kloeble poznał Jeyamohana. To najlepiej sprzedający się tamilski autor ponad 200 książek. Na spotkanie z nim przyszły setki fanów. Na koniec wielu z nich chciało dotknąć jego stóp, co jest staromodnym indyjskim gestem szacunku. Jeyamohan inspiruje setki tysięcy ludzi, ale ponieważ nie wydaje po angielsku – nikt go na Zachodzie nie zna. 

W Indiach odbywa się co roku ponad 60 festiwali literackich. Na każdym jest duża frekwencja. W przeciwieństwie do Zachodu, większość odwiedzających to uczniowie i studenci, którzy swoimi zdjęciami z autorami chwalą się na Instagramie. Na odczyt Kloeb lego na festiwalu w Hajdarabadzie przyszedł mężczyzna, który nie potrafił czytać po angielsku, ale chciał chociaż posłuchać. 

Do Niemca ustawiła się kolejka 150 studentów. Każdy chciał autograf i zdjęcie. Z czymś takim w swej ojczyźnie autor nigdy się nie spotkał. Na festiwalach w Indiach autorzy są zapowiadani przez głośniki niczym sławni bokserzy wchodzący na ring. Pisarze mają wykłady, udzielają wywiadów, prowadzą debaty. 

Nie o wszystkim można jednak pisać. Pewien filmowiec popełnił książkę: „Jestem Onir i jestem gejem”. Na festiwalu w Kalkucie zaprezentował ją, ale już w Bihar nie mógł. Pojawiły się groźby i miejscowy rząd poinformował go, że nie jest w stanie zagwarantować mu bezpieczeństwa. Zainteresowanie festiwalami rośnie, dlatego rząd chce mieć wpływ na to, kto przekazuje tam swoje myśli. Niektóre imprezy budzą spore kontrowersje. W Jaipurze doszło do protestów, bo jedna ze scen festiwalowych nosiła nazwę Namiot Mogołów. Mogołowie to władcy imperium indoislamskiego, którzy nadal postrzegani są jako okupanci, zwłaszcza przez konserwatywnych hinduistów. Nie chcą wiązać się z muzułmanami, a ci stanowią ogromną, ponad 200-milionową mniejszość i od dawna są istotną częścią indyjskiej tożsamości. 

2023-06-12

PKU na podst. FAZ