Parafia wyciąga chciwą dłoń po ziemię. Mieszkańcy są zszokowani

– Hańbiąca jest postawa Kościoła, który wyciąga chciwą dłoń po ziemię z ludźmi przywiązanymi do niej od pokoleń. Ale hańbą jest też wydanie przez władze tych gruntów – mówi malarka Iwona Chrzanowska i zapowiada, że – podobnie jak wiele innych rodzin – po dobroci z osiedla Maltańskiego nie odejdzie. 

Źródło: Bing

Największym problemem blisko 300 rodzin osiadłych na kilkunastu hektarach ziemi w pobliżu ul. Warszawskiej w Poznaniu jest samo miejsce. Miłośnik miasta powie: piękne, bo wciśnięte między serce stolicy Wielkopolski i malownicze Jezioro Maltańskie. Deweloper doda: najbardziej atrakcyjne do inwestycji i przez to najdroższe. 

Z nieba do piekła 

Osiedle ogródków działkowych utworzono przed wojną na ówczesnych obrzeżach Poznania. Ściślej, zrobiła to parafia pod wezwaniem św. Jana Jerozolimskiego na swoich gruntach. Ogródki nazwano „Wolność”, bo kawałki ziemi właśnie wolność miały dać bezrobotnym mieszkańcom, którzy uprawiając na przekazanych im w użytkowanie działkach owoce i warzywa, stawali się samowystarczalni. Po drugiej wojnie światowej teren znacjonalizowano, a z czasem – jak w wielu innych punktach miasta – altanki zastąpiły całoroczne domy. W końcu miasto zalegalizowało pobyt lokatorów, tworząc tzw. osiedle Maltańskie, pobierając podatki od nieruchomości i meldując mieszkańców na stały pobyt. Iwona Chrzanowska, z zawodu księgowa, z pasji artystka malarka, trafiła tu w 1987 r. – Do dziś mam pamiątkę po „saksach” w Niemczech, gdzie zarabiałam na własny dach nad głową. – Kobieta pokazuje odmrożone dłonie. – Kupiłam ten dom od ludzi, którzy nie dawali finansowo rady i zatrzymali się w pół kroku z jego budową. Ostatnio policzyłam, że dałam za niego jakieś 58 średnich pensji. Sprawa była czysta: teren państwowy, a ustawa o ogródkach działkowych pozwalała się tutaj w pewnych granicach budować. 

Gdy pani Iwona wykańczała wnętrza, władze zaplanowały w pobliżu linię tramwajową. Działkowiczów, których teren przecinały tory, wywłaszczono, płacąc spore – jak na tamte czasy – pieniądze. – Pokupowali mieszkania i domy w innych częściach Poznania – wspomina kobieta – a mnie utwierdziło to w przekonaniu, że oszczędności życia ulokowałam bezpiecznie. 

66-letnia dziś Dorota Gorgoń dostała działkę w darowiźnie dla siebie i męża. – Mieszkaliśmy w bloku po drugiej stronie ulicy na czwartym piętrze bez windy, a ja zaczęłam mieć wtedy kłopoty z nogami – opowiada. – No i wybraliśmy przeprowadzkę tutaj, do życia bliżej przyrody, z małym domkiem, tarasem i ogródkiem. Pieniądze za mieszkanie poszły niestety na remont, bo tu była po prostu ruina. 

Strach padł na mieszkańców osiedla Maltańskiego w 2003 r., gdy w wolnej już Polsce parafia i kuria wystąpiły do sądu o unieważnienie dokonanej po wojnie nacjonalizacji. – Na wniosek mojego poprzednika sąd jednoznacznie potwierdził, że te 13 ha, na których znajduje się osiedle, jest własnością parafii – mówi ks. prałat Paweł Deskur. – Kiedy mieliśmy dowód, że ziemia jest nasza, zaproponowaliśmy ok. 280 mieszkającym tu wówczas rodzinom podpisanie umów dzierżawy. 

Iwona Chrzanowska: – Grom z jasnego nieba! Przez kilkanaście lat sielskiego życia tutaj myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi, a to był diabeł. Nagle przychodzi pismo – ultimatum. Podpisuj umowę dzierżawy, pośrednio przyznając, że uznajesz własność Kościoła. Jeśli nie podpiszesz, obciążą cię 47 tys. zł kary za bezumowne korzystanie z gruntu i wystąpią o eksmisję. 

Dorota Gorgoń: – W umowie proponowali bardzo niski czynsz, ledwie parędziesiąt złotych na miesiąc, ale proboszczowi chodziło o coś innego: przerwanie biegu zasiedzenia. 

– Znakomita większość mieszkańców podpisała umowy z parafią i tym samym odcięła sobie drogę do uzyskania własności ziemi przez zasiedzenie – potwierdza mec. Radosław Szczepaniak, który pomaga mieszkańcom, i dodaje: – Dziś nie ma możliwości kwestionowania prawa Kościoła do tej ziemi. 

Trwająca latami niepewność jutra i brak podstawowych inwestycji w infrastrukturę powodowały postępujący upadek osiedla. Część ludzi sama się wyniosła. Część z tych, którzy nie mieli dokąd pójść, wypadła poza nawias społecznego życia. W efekcie osiedle Maltańskie upadło. Popadające w ruinę domy zarastają chaszczami; jadąc wijącymi się wśród nich błotnistymi alejkami, można dziś naliczyć ledwie kilkadziesiąt zadbanych budynków. Rafał Zabel, radny osiedla i działacz społeczny, który własnymi rękami wyremontował niedawno stojącą w środku osiedla świetlicę, jest przekonany, że to efekt celowej strategii Kościoła. – Nic nie robili i dziś mogą wszystkich łatwo przekonać, że we wspólnym interesie jest doprowadzenie tego kwartału miasta do porządku – tłumaczy. 

Gorąco zrobiło się znów kilka tygodni temu, gdy pierwsi mieszkańcy Maltańskiego – ci, którzy konsekwentnie do dziś odmawiają podpisania umów z parafią – dostali wezwania do sądu. – Skierowaliśmy przez kancelarię prawną pozwy przeciwko tym osobom – potwierdza ks. Deskur. – Mamy już pierwsze wyroki, w których sąd zobowiązuje mieszkańców do podpisania umów lub zabrania tego, co do nich należy i opuszczenia działek. Ksiądz starannie omija słowo „eksmisja”, ale Bronisława Waszkiewicz, której rodzina mieszka na Maltańskim od 70 lat, nazywa rzeczy po imieniu. – Grożą mi eksmisją na bruk. Nie podpisałam umowy, bo ta pozbawiała mnie jakichkolwiek roszczeń, nawet do odszkodowania za to, co w dobrej wierze postawiliśmy przed laty na kościelnym dziś gruncie. 

Pisma z sądu dostały nawet dzieci. M.in. Kuba, siedmioletni wnuczek Violetty Gulczyńskiej, która oprócz niego wychowuje na Maltańskim nastoletnią, niepełnosprawną córkę. – Nie mamy dokąd pójść. Życie tak mi się potoczyło, że miałam męża alkoholika, dostałam eksmisję z bloków i jedyne miejsce, na które było mnie stać, to ta działka. Wyremontowałam domek i myślałam, że już tu zostanę. 

Iwona Chrzanowska i Dorota Gorgoń przyparte przed laty do muru podpisały umowy dzierżawy, ale dziś nie mają złudzeń, że będą następne w kolejce do eksmisji. – Okres wypowiedzenia dzierżawy jest krótki, a tu chodzi tylko o pieniądze – mówi pani Dorota. – Mieszkamy na najdroższym gruncie w Poznaniu. Podobno jeden z deweloperów proponował Kościołowi za ten teren 140 mln zł. Jeśli kurii nie chodziłoby o kasę, parafia mogłaby nam odsprzedać fragmenty ziemi, na których stoją nasze domy. 

Ksiądz Deskur przyznaje, że takie rozwiązanie w grę nie wchodzi, ale jednocześnie zapewnia, że „o sprzedaży mowy nie ma, póki nie rozwiążemy problemu mieszkańców”. – Nie będziemy nikogo eksmitować na bruk, a sytuacja jest póki co patowa – dodaje. 

– Kościół ma rację jako właściciel, ale rację mają też mieszkańcy, którzy przez lata budowali tutaj w dobrej wierze domy – podsumowuje mec. Szczepaniak. – Dziś nie byłoby problemu, gdyby władze miasta, w momencie utraty terenu, pomyślały o tym, by zrekompensować mieszkańcom ich szkodę, np. przez możliwość przesiedlenia na inny miejski grunt. Przez lata pobierano od tych ludzi podatki od nieruchomości i utwierdzano w przekonaniu, że są „na swoim”, więc coś im się od miasta należy.

W konflikcie wokół osiedla Maltańskiego władze Poznania to wielki nieobecny. Ich oficjalne stanowisko wyrażane ustami dyrektorki wydziału lokalowego Katarzyny Kaszubowskiej jest proste: – Każdy obywatel Poznania może się do nas zgłosić i, jeśli spełnia warunki, stanąć w kolejce po mieszkanie komunalne. 

Dodajmy, kolejce wieloletniej. – XXI wiek, Europa, a władze miasta oddały nas Kościołowi i niech robi z nami, co chce! – Iwona Chrzanowska nie przebiera w słowach. – To jest hańba!

Wyjście z pata? 

– Mieszkańcy nie mogą kwestionować własności Kościoła, ale mają inne prawne argumenty – wylicza mec. Szczepaniak. – To przeniesienie własności gruntu na posiadacza domku, który na nim stoi, pod warunkiem że dom przewyższa wartość ziemi. To długie starania o uniknięcie eksmisji na bruk poprzez przyznanie lokalu socjalnego. Wreszcie to sprawa odszkodowania od parafii za postawione w dobrej wierze budynki. Wszystkie te sprawy będą trwać w sądach latami, więc także w interesie Kościoła jest polubowne rozwiązanie sporu. 

Poznańska archidiecezja powołała niedawno – jak informuje ks. Deskur – zespół, który z każdą z rodzin z osiedla Maltańskiego będzie rozmawiał na temat akceptowalnych przezeń form opuszczenia działek. Poznański magistrat poinformował z kolei, że jeśli kuria bądź przyszły nabywca ziemi – deweloper – wyremontuje pustostany znajdujące się w miejskich zasobach, mieszkania te będą mogły być przekazane mieszkańcom Maltańskiego. Ale tylko tym, którzy spełniają kryteria dochodowe do objęcia lokalu komunalnego… 

2024-05-07

Piotr Kraska