Prawosławny kościół Ikony Matki Bożej Ukój Mój Smutek stoi na ogrodzonym placu w południowo-wschodniej części Moskwy w otoczeniu ruchliwych ulic, wysokich bloków mieszkalnych, sklepów, firm. Rankiem 1 marca wzdłuż świątynnego płotu ciągnie się kilkusetmetrowa kolejka. Ludzie zaczęli się w niej ustawiać na długo przed rozpoczęciem ceremonii pogrzebowej, przyszli z kwiatami i zniczami, ale nie zostaną wpuszczeni na teren cerkwi. Na ulicy Liublinskoj zatrzymują ich metalowe bariery, zagradzając główne wejście. Do świątyni mogą pójść tylko krewni zmarłego i przyjaciele. Reszta przez całe nabożeństwo będzie czekała cierpliwie na ośnieżonych chodnikach, na mrozie, by choć z daleka złożyć hołd zmarłemu. Jakaś emerytka ma łzy w oczach: – On był naszą nadzieją. Był w tym samym wieku co moje dzieci. Czuję się, jakbym chowała własnego syna. Wśród żałobników młodsi i starsi, ubrani skromnie i elegancko. Stoją w milczeniu, a gdy wyrasta przed nimi reporter z mikrofonem, rozglądają się trwożliwie na boki. Jednak mówią. Niektórzy ostrożnie formułują zdania, inni są bardziej wylewni. – Był jedyną osobą, której mogłam ufać – wyznaje młoda kobieta. – Marzyłam, żeby został prezydentem. Żałobników pilnuje armia funkcjonariuszy. Leonid Wołkow, szef sztabu Nawalnego, żartuje, że jest ich tak dużo, jakbyśmy mieli rozpocząć rewolucję. Milicja zachowuje spokój. Interweniuje tylko wtedy, gdy zbyt dużo osób wychodzi na jezdnię
Subskrybuj