Przełomem w tak dobrze zaczętej karierze było koncertowe wykonanie partii tytułowej w rzadko granej operze Goldmarka Królowa Saba w nowojorskiej Carnegie Hall. Poza kontraktem w MET przyszły propozycje od największych scen amerykańskich, Covent Garden, Glyndebourne, z Wiednia, Pragi, Wenecji, Rzymu, Madrytu, Barcelony, Lizbony, Monachium i Paryża. Występowała również w Ottawie, Edmonton i Montrealu, śpiewała liczne recitale i koncerty w krajach Środkowego i Dalekiego Wschodu.
Nie mogłem przewidzieć, wagarując na przesłuchaniach Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego w Katowicach w roku 1960 (byłem jeszcze przed maturą), że jego zwyciężczyni swym pięknym, ciemnym sopranem dramatycznym wzniesie się aż na takie wyżyny światowej kariery. Wśród ówczesnych laureatów miała silnych konkurentów: Urszulę Porwoł z zespołu Śląsk (o której słuch, niestety, zaginął), Stanisławę Marciniak (później wieloletni sopran dramatyczny Opery Śląskiej) i Paulosa Raptisa, któremu krańcowo niski wzrost nie pomógł w międzynarodowej karierze scenicznej, podobnie jak Marciniakównie nadmierna tusza, mimo pięknej twarzy i anielskiego głosu.
Wszystkie te atrybuty ogniskowały się w sylwetce i osobowości Teresy Kubiak, zarazem urodziwej, młodej i pięknie śpiewającej repertuar złożony z tak wielkich dzieł, jak: Dama pikowa, Eugeniusz Oniegin (wspaniałe nagranie pod dyr. Georga Soltiego), Jenufa, Pajace, Manon Lescaut, Bal maskowy, Latający Holender, Walkiria, Tannhäuser, Śpiewacy norymberscy, Elektra (Chryzotemis), Ariadna na Naxos, Fidelio i wiele, wiele innych.
Nigdy nie zapomniała swych stron rodzinnych, osiedliwszy się na stałe w Stanach Zjednoczonych. W latach 80. na moje wezwanie przyjechała do Łodzi, zaśpiewała i zachwycająco zagrała Toscę, a partnerowali jej debiutujący łódzcy koledzy Sylwester Kostecki (Cavaradossi) i Zbigniew Macias (Scarpia). Sukces ten powtórzyła w tej samej obsadzie we Wrocławiu na inauguracji drugiej tam mojej dyrekcji. Następnie jako Tosca pojechała ze swym niegdyś macierzystym zespołem do Heilbronnu, gdzie łódzki Teatr Wielki corocznie dawał cykle swych spektakli. W międzyczasie zdążyłem ją zawieźć do Krynicy, aby ozdobiła jury konkursu kiepurowskiego, a w drodze powrotnej wstąpiliśmy na Jasną Górę, aby dać świadectwo polskiej pobożności.
Po zakończeniu kariery scenicznej przyjęła stanowisko profesora śpiewu na Wydziale Wokalnym amerykańskiego Uniwersytetu Indiana, prowadząc również kursy mistrzowskie w wielu krajach świata. Często uczestniczy w pracach jury międzynarodowych konkursów wokalnych, wszędzie promuje muzykę polską i czeka na autora, który opisze jej wspaniałą karierę oraz – dodam od siebie – utrwali niezwykłą osobowość niegdysiejszej dziewczyny urodzonej w Ldzaniu pod Łodzią, która z gołymi rękami ruszyła w świat, aby śpiewając, zrobić karierę. A kiedy to się stało, umiała zadbać o rodzinę, zachować pamięć o Ojczyźnie i nie dostrzegać, że Polska tak mało o niej pamięta.