W latach 60. znani muzycy zarabiali głównie na sprzedaży płyt. Dlatego w 1966 roku Beatlesi mogli sobie pozwolić na zerwanie z występami. Mieli ich już wówczas na koncie ponad 1400 i chcieli odpocząć od fanów, zwłaszcza tych, którzy palili ich płyty, zbulwersowani słowami Lennona, który oznajmił, że są popularniejsi od Jezusa.
Pierwszy raz pod słynną nazwą (jeszcze z Pete’em Bestem na perkusji i Stuartem Sutcliffe’em na basie) Lennon, McCartney i Harrison zagrali 14 sierpnia 1960 roku w liverpoolskim klubie The Jacaranda. Rok później Sutcliffe zrezygnował, żeby studiować malarstwo, a 16 sierpnia 1962 roku Besta zastąpił Ringo Starr. Wtedy uformował się najsłynniejszy skład. Ostatni występ Beatlesów miał miejsce 29 sierpnia 1966 roku na stadionie Candlestick Park w Los Angeles. Później muzycy grupy pracowali wyłącznie w studiu, rejestrując piosenki na kolejne płyty. Dopiero 30 stycznia 1969 roku zrobili londyńczykom niespodziankę niezapowiedzianym występem na dachu budynku, w którym mieściła się firma Apple Records.
Wtedy jeszcze sprzedaż płyt – w której w latach 60. Beatlesi byli liderami – dawała artystom większe dochody niż koncerty. Teraz jest odwrotnie. W XXI wieku rynek muzyczny przeszedł przemianę wraz z pojawieniem się portali strumieniowych. Od 2015 roku światowe przychody ze sprzedaży nagrań systematycznie rosną (po spadku w latach 1999 – 2014) i w ubiegłym roku osiągnęły wartość 29,6 mld dol. Równocześ nie zmniejsza się radykalnie sprzedaż muzyki na nośnikach fizycznych. Nagrania rozchodzą się głównie w streamingu. Udział tej formy dystrybucji na świecie sięga 69 proc., a w USA, gdzie jest najpopularniejszy, stanowi 84,2 proc.
Sprzedaż muzyki na nośnikach fizycznych to zaledwie 16,4 proc. fonograficznego rynku, a z niej muzycy czerpali największe dochody. Nowe formy dystrybucji nagrań nie sprzyjają ich zarobkom. Dziś Beatlesi – gdyby działali – raczej nie zdecydowaliby się na porzucenie koncertowania.
Teraz artyści muszą być na scenach, żeby zarobić. Po myśli melomanów, którzy zapełniają stadiony, mimo wysokich cen biletów. Trzy ubiegłoroczne koncerty Taylor Swift – 1 – 3 sierpnia – na Stadionie Narodowym zgromadziły ponad 195 tysięcy widzów, chociaż za bilet trzeba było zapłacić od 199 do 2000 zł. Na koncerty Swift w USA najdroższe bilety kosztowały ponad 2000 dol. W efekcie zakończona w grudniu trasa piosenkarki („The Eras Tour”) zamknęła się przychodami przekraczającymi 2 mld dol.
Artyści mniej popularni – jeśli nie zapełnią wszystkich miejsc w obiektach widowiskowych – uzupełniają przychody sprzedażą koszulek oraz innych materiałów promocyjnych. Niektórzy zarabiają nie tylko na występach, lecz także inwestują w pozamuzyczne biznesy.
Liderem na liście najbogatszych muzyków jest amerykański 55-letni raper Shawn Corey Carter, znany na estradach jako Jay-Z. Jego majątek netto „Forbes” ocenia na 2,5 mld dol. Piosenkarz ma na koncie 13 albumów solowych, 5 płyt nagranych z innymi artystami i jedną zarejestrowaną w duecie z żoną, którą jest Beyoncé (4 kwietnia obchodzili 17. rocznicę ślubu). Longplay wydany pod szyldem The Carters nosi tytuł „Everything Is Love”. Małżeński duet przygotował też płytę „Act III”, która wkrótce się ukaże. Jay-Z jest laureatem 25 nagród Grammy. Był jednym z założycieli wytwórni Roc-A-Fella Records, która wydała jego pierwszy album „Reasonable Doubt” (1996). W 2008 roku Jay-Z powołał do życia firmę fonograficzną Roc Nation Entertainment. Swoje pokaźne przychody zawdzięcza nie tylko muzyce. Zainwestował również w produkcję odzieży Rocawear i promuje alkohole D’usse Cognac i Ace of Spades. Inwestuje też w innych branżach.
Drugą artystką pod względem majątku jest Taylor Swift z sumą 1,6 mld dol. Zaraz za nią plasuje się 37-letnia barbadoska piosenkarka Rihanna (pełne nazwisko Robyn Rihanna Fenty), która wydała do tej pory 8 albumów. Jej majątek wynosi 1,4 mld dol. Artystka dorobiła się takiej sumy nie tylko z aktywności muzycznej. Prawie połowę jej bogactwa stanowią udziały w firmach Fenty Beauty (kosmetyki) oraz Savage X Fenty (bielizna).
Na czwartym miejscu listy najbogatszych – choć pozycje na niej nieznacznie różnią się w zależności od źródła danych – jest były muzyk zespołu, od którego zacząłem rozważania na temat finansów gwiazd. Mimo swoich 82 lat jest wciąż aktywny zarówno w studiu, jak i na scenach. Chodzi o Paula McCartneya, który po rozwiązaniu The Beatles nagrał 18 płyt solowych i 8 pod szyldem grupy Wings. Ma też na koncie 5 albumów z utworami w stylu klasycznym i 3 longplaye wydane jako The Fireman. Dorobek niemały jak na artystę samouka, który nie zna nut. Do tego nie ominęły McCartneya liczne branżowe wyróżnienia, w tym nagrody Grammy, których ma 21. Otrzymał też Oscara – razem z pozostałymi Beatlesami – za piosenki do filmu „Let It Be”. Wprawdzie 59 lat temu uznał, że woli pracować w studiu niż na scenie, jednak z czasem zmienił zdanie. Teraz nie musi dorabiać w innych branżach – jak to robią Jay-Z i Rihanna – bo tylko dzięki muzyce dorobił się majątku wartego 1,3 mld dol. Mimo takiego bogactwa nie osiadł na laurach. Na ubiegłorocznej trasie jego występy trwały ponad trzy godziny, a w ich programie było 36 piosenek. W tym roku zdążył już w lutym trzykrotnie zaśpiewać w nowojorskiej sali Bowery Ballroom i wystąpił w amerykańskim telewizyjnym programie „Saturday Night Live”. Pracuje też nad nowymi piosenkami, które wkrótce wyda na płycie.
W czołówce najbogatszych piosenkarzy są ponadto: Bruce Springsteen (1,2 mld dol.), Madonna (819 mln dol.), Herb Alpert (813 mln dol.), Selena Gomez (774 mln dol.) i Beyoncé (735 mln dol.). Pierwszą dziesiątkę muzycznych krezusów zamyka Bono z grupy U2 z majątkiem bliskim 700 mln dol. Teraz czekamy na ich nowe nagrania. Zwłaszcza te zapowiadane przez byłego Beatlesa.