Andrzej Habraszka, emerytowany górnik z miejscowej kopalni, dowiedział się z przekazu rodzinnego, że obok szkoły była jakaś „dziura”. Po uzyskaniu stosownych pozwoleń rozpoczął eksplorację obiektu wspólnie ze swoim kolegą Ireneuszem Okoniem, byłym pracownikiem kopalni „Wujek”. Obaj są członkami Stowarzyszenia na rzecz Zabytków Fortyfikacji Pro Fortalicium.
Początki były nader trudne
Pierwszy odkryty odcinek był zalany wodą do pasa. Rewitalizacja trwała 14 miesięcy pracy. Zapaleńcy urządzili w schronie stałą ekspozycję historycznych przedmiotów – nie tylko z okresu drugiej wojny. Składa się na nią broń palna i biała, przedmioty codziennego użytku, dokumenty, fotografie, odznaczenia, mundury górnicze. Przynosili je mieszkańcy Miechowic.
Eksponatów było w pewnym momencie tak dużo, że część ekspozycji przeniesiono do siedziby stowarzyszenia. Jednym z najcenniejszych okazów jest oryginalny pasiak więźnia obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Innym – list więźnia obozu w Auschwitz. Podarowała go pani, która zwiedziła miechowicki schron. Do tej pory schron zwiedziło ponad 23 tysiące osób. – Jedna z wycieczek utkwiła mi niezwykle głęboko w pamięci – wspomina Habraszka. Była to grupa 19 żołnierzy pod dowództwem pułkownika z ochrony osobistej prezydenta i premiera Bangladeszu. W schronie przebywali aż 2 godziny.
Ważnym przejawem działalności stowarzyszenia są coroczne rekonstrukcje poświęcone tzw. Tragedii Miechowickiej. W styczniu 1945 roku na terenie Miechowic żołnierze Armii Czerwonej dopuścili się zbrodni wojennych, mordując kilkaset osób cywilnych. Rekonstrukcje cieszą się rosnącym zainteresowaniem. – W tym roku mieliśmy 200 rekonstruktorów, 2 czołgi, kilka dział, moździerze, karabiny maszynowe, pirotechnicy, kaskaderzy – mówi z dumą Ireneusz Okoń. – Nie mnie oceniać, czy to, co robimy, jest dobre czy złe. Od tego jest publiczność. Jest to nasz hołd złożony cywilnym mieszkańcom Miechowic, którzy zostali zamordowani w 1945 roku – konkluduje skromnie Habraszka.