Przyjechał ze swojej wioski do Częstochowy autobusem. Z domu zabrał z szuflady ojca pistolet gazowy, a później w sklepie kupił kominiarkę i okulary przeciwsłoneczne. Miał też ze sobą plecak i torbę foliową na pieniądze, które zamierzał ukraść.
Do oddziału banku przy głównej ulicy miasta wszedł już zamaskowany. Od razu wyciągnął broń i poszedł w stronę najdalej usytuowanego stanowiska kasowego. Pracownica, do której podszedł, zachowała czujność i włączyła bezgłośny alarm blokujący między innymi sejf. Napastnik skierował w jej stronę broń i zażądał wydania 50 tysięcy w nominałach po sto i dwieście złotych. Kobieta próbowała otworzyć sejf, ale nie potrafiła go odblokować. Zamaskowany mężczyzna popędzał ją i powiedział, że ma też przy sobie „ładunek C4”, który zdetonuje w placówce.
Kasjerka poprosiła o pomoc przy otwieraniu sejfu kierownika. Wszystko trwało około kilkunastu minut, a w tym czasie sprawca zobaczył dwóch klientów przy bankomacie w przedsionku. Polecił innej pracownicy, żeby nakazała im wejść do środka, a sama wywiesiła kartkę, że bank jest nieczynny. Napastnik cały czas machał pistoletem i groził eksplozją.
Subskrybuj