Jeszcze większa, jeszcze lepsza. Recenzja Hondy CR-V

Honda CR-V najnowszej generacji, szóstej, która jest na europejskim rynku od zeszłego roku, solidnie mi zaimponowała. Przede wszystkim bardzo obszerną, przestronną i praktyczną kabiną.

Fot. Maciej Woldan

Dobrze sprawdza się zastosowany hybrydowy napęd, który może nie robi z rodzinnego SUV-a demona prędkości, ale jest bardzo oszczędny. Także wizualnie japoński wóz wiele zyskał, prezentując się nowocześnie i elegancko. Główna wada? Cena. Nie ma w tym jednak wielkiej niespodzianki, biorąc pod uwagę, jak wysoko finansową poprzeczkę zawiesiła Honda wraz z premierami swoich najnowszych modeli…

W życiu, podobnie jak w motoryzacji, trudno uciec od sentymentów. Dlatego muszę zaznaczyć, że z Hondą CR-V mam wiele przyjemnych (choć nie tylko) wspomnień. Taki samochód – mowa o generacji produkowanej do 2012 roku – mieliśmy w rodzinie przez dobre kilka lat. Dzielnie zniósł wiele wakacyjnych wypadów po Europie, przyzwoicie sprawdzał się też jako wygodny wóz na co dzień. Podobał się nie tylko nam, ale też złodziejom, którzy pewnej majowej nocy podprowadzili go sprzed bloku na jednym z łódzkich osiedli. Szczęście w nieszczęściu, że były to ostatnie podrygi „słynnej” szajki, która w tamtym czasie miała na koncie kradzież wielu japońskich aut w Łodzi i okolicach.

Niemal miesiąc od zgłoszenia sprawy zaskakujący telefon od funkcjonariusza policji z wiadomością, że udało się odnaleźć auto, w pierwszej chwili bardzo mnie ucieszył. Jednak dalsze posiadanie auta „po złodzieju” nie do końca mi pasowało. Zwłaszcza że gdy opadły pierwsze emocje po zastaniu pustego miejsca parkingowego i gdy zacząłem rozglądać się za nowym pojazdem, zdałem sobie sprawę, że tamtej Hondzie – mimo wszystko – daleko było do ideału.

Co było z nią nie tak? Przeszkadzały mi trzy rzeczy. Automatyczna, 5-stopniowa skrzynia biegów, która pracowała ślamazarnie, tłumiąc potencjał drzemiący w 150-konnym silniku. Katalogowe ponad 12 sekund do setki było wstydliwym rezultatem. Do tego trzeba dołożyć zdecydowanie za duży apetyt na paliwo, bo CR-V zadowalała się kilkunastoma litrami bezołowiowej pochłanianymi na każde 100 kilometrów. Męczący – szczególnie przy prędkościach autostradowych – był kiepski poziom wyciszenia kabiny, co dało się odczuć w dłuższej trasie.

Fot. Maciej Woldan

Prawie dekadę później, kiedy przejąłem kluczyki najnowszej Hondy, wspomnienia odżyły. Od razu przypomniało mi się, że moja CR-V wyróżniała się na tle konkurentów wyjątkowo przestronnym wnętrzem. Jeszcze bardziej rzuca się to w oczy w przypadku obecnej generacji, która sporo urosła i teraz ma 4,7 metra długości. Jak na taki gabaryt ilość miejsca w kabinie, jakiej prędzej można by się spodziewać po znacznie większych SUV-ach, jest rewelacyjna! Czy to z tyłu, czy z przodu, chyba nikt nie będzie miał powodów do narzekania. Nie do przeoczenia jest fakt, że tylne drzwi otwierają się niezwykle szeroko, niemal do kąta prostego, co ułatwia wsiadanie do środka, nie wspominając o komforcie przypinania dziecka do fotelika. Brawo!

Tylna kanapa jest przesuwana, co jest fajnym patentem, dzięki któremu możemy dostosowywać do naszych potrzeb pojemność bagażnika. Ten, w bazowym ustawieniu, ma wystarczające ok. 580 litrów pojemności. Cieszy brak tunelu środkowego, a co za tym idzie niemal płaska podłoga z tyłu, przez co pasażer siedzący na środku nie będzie czuł się poszkodowany. Wygodny jest też fotel kierowcy, jak i pozycja za kierownicą, która – jak na SUV-a – może być przyjemnie niska. Deskę rozdzielczą zaprojektowano w stylu znanym już z najnowszej Hondy Civic (według mnie najfajniejszego obecnie kompaktu na rynku), co w CR-V sprawdza się równie dobrze.

Optymalnie działa system multimedialny serwowany na nieprzerośniętym ekranie centralnym, obecne są także fizyczne pokrętła do obsługi klimatyzacji, co należy pochwalić. Nie brakuje dobrych jakościowo miękkich materiałów wykończeniowych, ale można natrafić na twarde, gorsze plastiki. CR-V szóstej generacji wygląda okazale, choć pozbawiona jest innowacyjnych, futurystycznych fajerwerków stylistycznych. Trochę przypomina popularne na naszych drogach Volvo XC60, trochę BMW X3, a trochę samą siebie z poprzedniej odsłony. Nie są to jednak złe wzorce i jako całość największa w gamie Honda jawi się jako kawał auta. Może nie powoduje, że wszyscy odwracają się za nią na ulicach, ale na pewno trudno zarzucić jej brzydotę.

Wielce prawdopodobne, że jej sylwetka dobrze zniesie próbę czasu. Wracając do wspomnień, zarzuty do CR-V sprzed ponad dekady nie znajdują odzwierciedlenia w 2024 roku. Na bezstopniowy automat, czyli rozwiązanie znane m.in. z Toyoty czy Lexusa, zwykle narzekam, zarzucając mu nieprzyjemne dla ucha jednostajne wycie w trakcie stanowczego wciskania pedału gazu. W Hondzie sprawy mają się inaczej – inżynierom udało się zasymulować zmiany przełożeń, co daje o wiele przyjemniejsze odczucia z dynamicznej jazdy. Choć na szczególnie sportowe doznania nie ma co liczyć. 9 sekund z hakiem. Tyle teraz potrzebuje japoński SUV, żeby rozpędzić się do pierwszej setki.

Wciąż nie ma szału, ale nieuczciwością byłoby mówienie o CR-V jako o zawalidrodze. O niebo poprawiono wyciszenie kabiny, które w końcu jest na satysfakcjonującym poziomie. Testowałem hybrydę opartą na 2-litrowym silniku benzynowym, której nie trzeba ładować z zewnętrznego źródła zasilania. W ofercie jest także ta z wtyczką, czyli plug-in. 184-konny zestaw w ciężkim i obszernym aucie okazał się bardzo oszczędny. Raptem 5 – 6 litrów na setkę w mieście, a 8 w trasie to wyniki, z których Honda ma prawo być dumna. W połączeniu z 57-litrowym zbiornikiem paliwa możemy liczyć na pokaźny zasięg pojazdu po zatankowaniu go do pełna. Na komplementy zasługuje też układ kierowniczy – nad wyraz precyzyjny jak na SUV-a tej klasy – a także zawieszenie, które nie tylko tłumi dziury i nierówności na drodze, ale też zestrojone jest w przyjemnie sztywny sposób. Odpowiedni, pożądany kompromis.

Naprawdę dobre wrażenie, jakie pozostawiła po sobie nowa Honda CR-V, trochę popsuła jej cena. Jasne, możemy pomstować, że w dzisiejszych czasach wszystko drożeje i że tanio to już było, niemniej co najmniej 213 tysięcy złotych za podstawową wersję wyposażenia z napędem na jedną oś (rodzi się wówczas pytanie czy taka CR-V to pełnoprawny SUV), to spora suma. Wariant z napędem na cztery koła, naszpikowany mniej lub bardziej potrzebnymi bajerami zbliża się już do 250 tysięcy. O kolejne dziesiątki tysięcy złotych droższa będzie hybryda plug-in. Obawiam się, że właśnie przez cennik, jaki proponują Japończycy, zarówno świetny Civic (kompakt wyceniony na minimum 160 tysięcy), jak i opisywana CR-V, nie będą biły rekordów sprzedaży.

Te kwoty z marszu są w stanie wielu odstraszyć. A szkoda, bo przy bliższym poznaniu okazuje się, że Honda serwuje godne uwagi samochody… 

2024-01-15

Maciej Woldan