O Europie, stałości i może o czymś jeszcze
Piszę ten list pod wpływem ostatnich felietonów Pana Kryspina Krystka. Nie wiem, od kiedy Europa stała się chrześcijańska (…). Wiem, że Polska stała się państwem chrześcijańskim w kwietniu 966 w wyniku chrztu Mieszka I (w tym czasie raczej w teorii, ale zawsze to coś). Chrześcijaństwo rzeczywiście miało przemożny wpływ na ukształtowanie się kultury europejskiej i w ogóle Europy, ale czy to oznacza, że wszystko ma już pozostać constans, że nic już nie może się zmieniać? Jeżeli coś się nie zmienia, to znaczy, że jest już raczej martwe.
Dlaczego więc Europa miałaby pozostać niezmienna? Miały narody naszego kontynentu swój wielki czas, kiedy promieniowały – zarażały sobą cały świat. Czy tak musi pozostać? Czy samo chrześcijaństwo jest constans? Drogi Panie Kryspinie, w Polsce nikt nie walczy z Kościołem. Nawet w PRL-u władze z nim nie walczyły. Oczywiście uprzykrzały życie wierzącym, ale z nim nie walczyły. Jako państwo totalitarne chciało mieć ono kontrolę nad wszystkim. Czy można mieć pretensje do krokodyla, że jest gadem? Sprawa aborcji jest raczej sprawą moralności społeczeństwa, a nie prawa. Tak głośne podnoszenie jej przez naszych hierarchów jest chyba przyznaniem się do porażki. I to sromotnej porażki. Od ponad tysiąca lat uczą nas oni moralności i co? Należy bowiem pamiętać, że nauczycielami moralności jest duchowieństwo (wszelkich religii i wyznań). Na pewno nie są nimi politycy.
Polityka z moralnością ma bardzo mało wspólnego. A jaka jest kondycja moralna duchowieństwa i hierarchii katolickiej? No cóż… Czy uczniowie/wierni mają być lepsi niż świątobliwi nauczyciele? W końcu przykład idzie z góry. Nie można mówić o świętości/nienaruszalności sakramentów, skoro sąd biskupi uznał, że po dwudziestu paru latach małżeństwa ów sakrament nigdy nie zaistniał (bo przecież nie ma rozwodów kościelnych). Jakież musiało być zdziwienie dorosłych już dzieci, kiedy dowiedziały się, że są dziećmi nieślubnymi. Panie Kryspinie, mieszkam na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Nie ma tu dzisiaj zbyt wielu grobów poniemieckich. Gdzie one są? Co się z nimi stało? Dlaczego stało się z nimi to, co się stało? Kto to zrobił? Drogi Panie Kryspinie, myślę, że nie jest najważniejsze to, czy Polacy będą w swej większości chrześcijanami katolikami. Ja nim jestem. Natomiast bardzo ważne jest, aby mieszkający w Polsce, bez względu na religię czy wyznanie, uznawali prymat prawa państwowego i konstytucyjnego ładu w państwie. Na razie zaś widzę, że w naszym kraju rządzący chrześcijanie – katolicy – chcą podporządkować prawo państwa wymogom religijnym.
I to jednemu określonemu wyznaniu. Czyż nie tego domagają się także islamiści? Mamy kolejną wojnę. Obok tej na Ukrainie wywołanej przez idiotę Putina (choć wydawał się człowiekiem rozsądnym i obliczalnym), krew leje się w Ziemi Świętej. Kto jest winien tej nowej/ starej wojnie? Wszyscy? Nikt? Tam chyba nikt nie chce pokoju. Nie jest to chyba w interesie rządzących. Skłócone społeczeństwa/narody łatwiej dają sobą kierować. Proszę spojrzeć: giną prości, niewinni ludzie, no i fanatycy. Żaden z decydentów (i nie mam tu na myśli tylko przywódców Izraela i Autonomii, ale także ajatollahów z Teheranu i innych) nie nadstawia karku. A może gdyby Izraelczycy i Palestyńczycy doszli do porozumienia sami, tak oddolnie, można byłoby coś zmienić? Szkoda, że nie próbowano nawiązać jakiegoś porozumienia, kiedy w Izraelu protestowali przeciwko zmianom w prawie.
Gdyby mieszkający tam ludzie pomyśleli, rozważyli za i przeciw i pognali: jedni – pejsatych ortodoksów, drudzy – hamasowców, hezbollahowców i innych islamistów, to może obydwa te narody doszłyby do porozumienia pomimo ciężkiego, i to bardzo, bagażu z przeszłości? A tak, kiedy islamiści mordowali w bestialski sposób izraelskie dzieci, palestyńskie matki krzyczały Bóg jest wielki. Teraz krzyczą, że giną ich dzieci. A u nas były wybory… I obecna władza, wiedząc, że władzę straci, tworzy warunki, aby jak najwięcej zyskać i jak najbardziej uprzykrzyć i utrudnić rządzenie następcom. I chyba im to nieźle idzie. Tym bardziej że pan Andrzej Duda nigdy nie przestał być człowiekiem PiS-u i interes Polski wiąże z tą partią. Swój interes zresztą też. Choć jako prezydent winien być ponad to.
Konstytucję zaś, mimo że jest jej strażnikiem i gwarantem, nazwał, zdaje się, swego czasu taką sobie książeczką (proszę pogrzebać w archiwach, a znajdą państwo tę wypowiedź, ja ją cytuję z pamięci). Współczuję szanownemu Uniwersytetowi Jagiellońskiemu, matce polskich uczelni, że ma takiego absolwenta prawa, i to z tytułem doktora. RAJMUND B.
Polityka w krótkich spodenkach
Od momentu utraty przez obóz prawicy większości w Sejmie daje się zauważyć wśród jego członków dużą frustrację i zdenerwowanie z powodu pozbawienia dominacji, wodzowskich przyzwyczajeń, po prostu skierowania do szeregu według liczby mandatów. Jak w wojsku – według wzrostu, tak jak wyborcę J. Kaczyńskiego w lokalu – na koniec kolejki.
Trudność pogodzenia się z wygraną przeciwników, perspektywa braku większego wpływu na kształtowanie ustawodawstwa i podnoszenia ręki jedynie za lub przeciw – wszystko to uaktywniło w kierownictwie klubu PiS gen obstrukcji obrad Sejmu, co w przełożeniu na posłów prawicy daje wczesnoszkolne odruchy zdziecinnienia. Oto minister od szkół nie rozumie, że tak jak nauczyciel prowadzący lekcję ma prawo upomnieć Przemka, gdy on ze swym wywodem „zmierza w krzaki”, tak marszałek sejmu może pouczyć posła naruszającego powagę wysokiej izby. Więc odzywka „dorosłego” posła: „Panie marszałku, teraz ja mówię”, była jak pociągnięcie za warkocz dziewczynki siedzącej w klasie w ławce przed niesfornym uczniem Przemkiem.
Uczniów Technikum Budowlanego w Toruniu upokarzających nauczyciela włożeniem mu na głowę kosza na śmieci naśladują członkowie Rady Ministrów, szermując nadinterpretacją regulaminu Sejmu o sposobie zabierania przez nich głosu. Uczniowski wybryk zmierzający do nieskończoności wystąpień na mównicy przerwał marszałek – jak nauczyciel wytarganiem za ucho prowodyra klasowego z pierwszej ławki (…). W krótkich spodenkach widzę również Andrzeja Dudę, kiedy uprawia politykę odwlekania przekazania władzy w ręce koalicji demokratycznej (umowa koalicyjna podpisana 10 listopada).
Budzi to we mnie nie tylko zażenowanie z powodu lekceważenia spraw państwowych i utrzymywania prowizorki rządowej bez perspektyw, ale i śmiech. Bo teatrum PAD-a pt. „Mamy czas na kilka rządów” przypomina trwożne oczekiwanie uczniów na wywiadówkę, a czyszczenie pamięci elektronicznej i papierowej w instytucjach państwowych to jak zamazywanie złych stopni w dziennikach. Na nic przygotowania do egzaminu poprawkowego, frankensteinowskiego rządu Mateusza Morawieckiego o długości życia jętki. Na nic wkładanie poduszek w spodnie, aby ojcowskie (suwerena) lanie nie bolało. Dowie się społeczeństwo głęboko skrywanej prawdy o prawicowych marnotrawnych synach i córach narodu.
Przed kamerami komisji śledczych i w świetle fleszy wyjawią wszem wobec prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, zaraz po przepoczwarzeniu rządowych gadzinówek telewizyjnych, radiowych i prasowych i oddaniu ich w ręce niezależnych redaktorów. Prawica mówi nie. I próbą kneblowania prawdy przez zmianę statutów tub głoszących kłamstwa i uniemożliwienie ich odpolitycznienia, popisał się na pożegnanie z resortem minister Gliński, który uprawia politykę w pasujących jak ulał krótkich spodenkach. Perspektywa powołania w Sejmie tak dużej liczby komisji śledczych w celu skarcenia tak dużej liczby aferzystów i przestępców, skłania mnie do wniosku, że w garderobach niemal wszystkich polityków prawicy dominują krótkie spodenki – symbol zachowań nierozsądnych i nie do końca przemyślanych, a dedykowanych dzieciom. JANUSZ G.
Kto pod kim dołki kopie…
Gdy zobaczyłem wychudzoną i wymizerowaną twarz byłego urzędnika warszawskiego ratusza Włodzimierza Karpińskiego tuż po wyjściu z „aresztu wydobywczego”, pomyślałem, czy podobnie będą wyglądali kiedyś panowie Sasin i Czarnek oraz wielu innych z PiS-u. I to wcale nie jest złośliwość w stosunku do ich postury, ale przypomnienie odchodzącej władzy PiS, co to jest „ziobryzacja prawa”. Nazwę tę utworzyłem na wzór pojęcia „falandyzacja prawa”. Przypomnę, że gdy prezydentem był Lech Wałęsa, obowiązywała tzw. mała konstytucja, a prawnikiem w jego kancelarii był nieżyjący już prof. Lech Falandysz. Wałęsa miał swoje kadrowe kaprysy. Powoływał i odwoływał kogo chciał, a Lech Falandysz bronił prezydenta przed niezadowolonymi. Lawirował i czasami naginał ówczesne prawo, tak jak chciał, przenosząc na grunt prawny prawo badania wytrzymałości materiałów: gdzie naprężenie, tam siła.
O winie W. Karpińskiego zdecyduje sąd, a musieli go wypuścić, bo zbieg okoliczności sprawił, że został europosłem. Jednak Zbigniew Ziobro nie blednie, gdy czuje się słaby. Wręcz przeciwnie… A prawnik z niego taki, jak ze mnie kosmonauta. Od 1997 roku mamy nową konstytucję. Prawo również zostało wielokrotnie zmienione, ale Ziobro, chcąc co nieco przyspieszyć zamykanie konkurentów politycznych, tak pozmieniał zapisy dotyczące aresztu tymczasowego (to właściwa nazwa), że na podstawie wątpliwych poszlak wsadza do paki w myśl zasady NKWD: Dajcie mi człowieka, a paragraf dla niego znajdę. W areszcie „wydobywa” się z tego człowieka informacje, więc media nazwały to „aresztem wydobywczym”, który bywa przedłużany przez sąd, ile razy chce. Kiedyś było tak, że prokurator musiał się solidnie napracować, aby sąd zdecydował się na tymczasowy areszt, a teraz wystarczy wątpliwa poszlaka. Radzę nowej władzy tych jego zmian nie modyfikować, gdyż były zrobione na przeciwników politycznych – ale: „Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada”. A dlaczego nie ruszać? Zakładam – oby nie naiwnie – że nowa władza ma już masę kwitów na wielu pisowców – łącznie z aktualnymi posłami. Jeden z internautów napisał: Hurtem sąd podpisuje, Sejm po kolei kilku delikwentom immunitet zdejmuje, i w kajdankach w areszcie ląduje. Nierealne? Skoro o szóstej rano łapią kilkunastu bandytów jednocześnie, to czemu nie zrobić tak z nimi?
Tak dla efektu, i to piorunującego, bo na oczach całej Polski. Po co sejmowe komisje śledcze? Po co Trybunał Stanu, który nic nie daje? Ludzie chcą mieć przed ekranami telewizorów show i frajdę w czasie procesów sądowych! Może jakiś specjalny kanał w TV publicznej warto by uruchomić? A z jakich paragrafów działalności przestępczej? Art. 231 k.k. – przestępstwo urzędnicze, art. 256 k.k. – przestępstwo mowy nienawiści, art. 286 k.k. – oszustwo, art. 296 k.k. – przestępstwo niegospodarności. Nie oszczędzić absolutnie nikogo! O winie zdecyduje sąd. No bo ja się po prostu pytam. Czy mają prawo żyć dostatnio i szczęśliwie trzej cwaniacy z zarządu CPK, którzy w ciągu roku zgarnęli 2 mln jeszcze przed wbiciem łopaty? Czy to samo prawo mają ci wszyscy, którzy marnotrawili na partyjne i propagandowe cele pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, choć były one przeznaczone dla ofiar przestępstw? A może i ci, którzy wydawali gigantyczną kasę dla kolesi z ekstremalnie prawicowych niskonakładowych szmatławców na reklamy spółek Skarbu Państwa? Czy ci wszyscy mają do ostatniej chwili transferować kasę do Luksemburga, jak to zrobił już senator Bierecki ze SKOK-ów? To tylko kilka przykładów.
Niedoczekanie! Jeśli nowa władza się ugnie i z tym chamskim złodziejstwem będzie się cackać, to ludzie z nimi cackać się nie będą. Obiecali, to niech to zrobią. Inaczej ludzie obrócą się przeciwko nim. Taka jest natura nas, Polaków. Nie ma zmiłuj. Po to (między innymi) tak licznie poszli na wybory. KOMINIARZ
Gdzie ci mężczyźni?
Swego czasu Leszek Miller zapodał nam, czym się charakteryzuje prawdziwy mężczyzna. Obserwuję działania kończącego karierę premiera Mateusza Morawieckiego. I jakoś nie widzę w nim tej millerowskiej „męskości”. Facet niewątpliwie trafi do naszej historii, ale zostanie zapamiętany jako notoryczny kłamca, chwalipięta i megaloman! Ubawił mnie, gdy pouczał z mównicy sejmowej aktualny Sejm, czym „poważnym” ma się zajmować, byle tylko nie tropił niegodziwości popełnionych przez wcześniej rządzących (brawa dla Hołowni za refleks i błyskotliwość riposty!). Tymczasem w naszej pamięci (jeszcze) tkwi Morawiecki, który niczym lotny ptak bujał się po całej Polsce i fotografował na tle coraz nowej „ścianki”.
Raz tłem była dziatwa szkolna z chorągiewkami, raz barwnie ubrane Koło Gospodyń Wiejskich, ale coraz częściej pokazywał się na tle dzielnych chłopaków w pełnym umundurowaniu i pod bronią. Czasem były to czołgi, armaty i inny sprzęt wyglądający co najmniej groźnie. Kto wtedy zajmował się troską o „dobro ojczyzny i jej obywateli”? A Morawiecki wszakże ślubował, i to wielokrotnie (3 razy jako poseł, 3 razy jako premier, raz jako minister), przestrzeganie konstytucji i innych praw obowiązujących, a także tę troskę o nas; każdorazowo wzywał też na pomoc Boga. Nie wiem, czy Bóg mu wybaczył, że nadużywał jego imienia nadaremno, jako że zarówno konstytucję, jak i inne prawa łamał namiętnie i nawykowo, a nasze dobro miał w pogardzie i troszczył się (głównie) o dobro rodziny własnej i najbliższych sobie i prezesowi pisiaków. Robi zresztą to samo cały czas. Stąd moje wątpliwości, czy tak postępuje prawdziwy mężczyzna i człowiek odpowiedzialny za kraj, w którym los dał mu możliwość rządzenia jego gospodarką, polityką wewnętrzną i zewnętrzną. BABCIA HELENKA
I nie wódź nas na pocieszenie…
Smętne miny i wypowiedzi polityków rządzącej (jeszcze) partii nie pozostawiają złudzeń, że sytuacja jest dobra, ale nie beznadziejna. W związku z tym ruszył festiwal samopocieszania się. Nic tak bowiem nie podnosi morale jak proste słowa na pociechę, że przecież nie jest aż tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. W pełni się zgadzam z politykami Zjednoczonej Prawicy, że przecież nie ma się co martwić, ponieważ to oni de facto wybory wygrali. Ba, mało tego!
Osiągnęli najlepszy wynik w historii! Przebijające się gdzieś nieśmiało głosy, że gówno z tego wynika, nie znajdują jakoś posłuchu w kierownictwie partii. Pocieszony tym sukcesem premier Morawiecki na spotkaniu z prezydentem Dudą naściemniał mu też na pocieszenie, że jeszcze nic straconego, że stworzy taki rząd, że mucha nie siada. Z kim? Oczywiście z PSL. To oczywiste, bo przecież sam minister Czarnek Przemysław, nieodrodny syn średniowiecza, pocieszał się, że gdyby nie było PiS-u, to on by z ludowcami natychmiast związał się na dobre i na złe. Czyż to nie pocieszające?
Poza tym, jak przytomnie zauważył premier, „arytmetyka sejmowa to nie jest nauka ścisła”. Słusznie, znając praktyki stosowane przez PiS, można ją przecież ubogacić i wspomóc lukratywnymi posadami w ministerstwach i spółkach Skarbu Państwa. Na wysokości zadania jak zwykle stanął rzecznik PiS Bochenek Rafał, utrzymując, że premier prowadzi poufne rozmowy z ludźmi tych partii, które „rzekomo tworzą jakąś większość sejmową”.
Proszę zwrócić uwagę na wyraz „rzekomo” użyty wyraźnie na pocieszenie. Pocieszają się również partyjni propagandziści z TVPiS, przed którymi stanęło widmo wyrzucenia z roboty. Snują na pociechę teorie, że opozycja zaraz się pokłóci, że nie uzgodni stanowisk i nie będzie zdolna do rządzenia na dłuższą metę. I wtedy triumfalnie wróci do władzy PiS, zapewne z szumem husarskich skrzydeł i brzękiem patriotycznych ostróg. Wszak sam prezydencki minister Dera Andrzej podsumował krótko plany opozycji: „To są na razie tylko zapowiedzi”. Zupełnie inne nastroje panują w podległych pisowskiej władzy służbach.
Panuje tu powszechna opinia, że walec zmian już się toczy i trzeba szybko dostosować się do nowej rzeczywistości, podejmując czynność wziętą z tytułu filmu Woody’ego Allena: „Bierz forsę i w nogi”. Oglądając ten żenujący spektakl, utwierdziłem się w przekonaniu, że wszyscy ci ludzie to są żałosne karykatury polityków, którzy nie potrafią odejść z honorem. Najlepiej wychodzi im zaklinanie rzeczywistości (…). JACEK M.
Przesłuchanie
Sejmowe komisje śledcze zapowiadane były od dawna, ale myślę, że teraz temat jest podgrzewany co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, większościowa opozycja, co jest sytuacją nieco kuriozalną, musi mieć jakieś paliwo wskazujące, że coś robi w sprawie rozliczenia poprzednich rządów. Po drugie, daje wyraźnie do zrozumienia, że nie ufa tak zwanemu wymiarowi sprawiedliwości. Głównie chodzi oczywiście o prokuraturę, która ma już na jeszcze rządzących dostatecznie dużo materiałów, by zacząć działać. Przecież niemal każda inspekcja przeprowadzona przez Najwyższą Izbę Kontroli, od tych doraźnych po planowe, kończyła się wnioskami do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez urzędników wysokiego szczebla. Straty budżetu państwa spowodowane przez niekompetencję i arogancję ministrów, ich zastępców i innych dostojników są przecież ogromne.
Nie ma tu miejsca na to, by wymienić nawet największe „przekręty” tej tak niechętnie ustępującej władzy. Ten materiał kontrolny NIK i efekty pracy niestrudzonych posłów Dariusza Jońskiego i Michała Szczerby, a także dorobek komisji Senatu o nielegalnym stosowaniu Pegasusa, będą doskonałym punktem wyjścia do rozpoczęcia prac. To zmniejsza obawy o to, że prace zakończą się niczym, jak to miało miejsce w kilku poprzednich przypadkach komisji śledczych. Jak wszystkiego, również komisji śledczych, PiS prowadzić nie umiał. Jednak z niczym nie można przesadzać.
Mnożenie komisji musi się przecież odbyć kosztem obniżenia jakości ich prac. Nie ma aż tylu posłów obeznanych z procedurami, którzy potrafią logicznie i zwięźle formułować myśli, by zapełnić merytoryczną obsadę wszystkich komisji. Jak łatwo jest skompromitować się na długie lata jednym głupim występem, przekonali się członkowie poprzednich sezonów komisji. „Pionowe korytarze” czy „caryca Katarzyna” przylgnęły do tych ludzi na stałe. Jest wprawdzie też jeden przykład pozytywny, a mianowicie celna ewaluacja przez Leszka Millera jednego z polityków, do którego ta wartość przylgnęła i zastąpiła wręcz nazwisko, choć teraz Miller ubolewa, że przeszacował.
Takie jest ryzyko i cena za występ na żywo przed kamerami telewizyjnymi. A że zainteresowanie widzów będzie, w to nikt chyba nie wątpi. Świadczy o tym chociażby wysoka oglądalność 10. sezonu „Rozróby”, czyli transmisji ze zwykłych posiedzeń Sejmu. Co ciekawe, po zmianach rządu wszystkie telewizje będą pokazywały ten sam serial. Czekam na komisję, której będzie przewodniczył Roman Giertych, a z pewnością obejrzę wtedy odcinek pt. Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego. A.Z. z pow. pułtuskiego