Zawiedliśmy. Nie potrafiliśmy zainteresować całym zdarzeniem ani prokuratury, ani policji. Sprawa sądowa się wlecze. Od roku nie wyznaczono jeszcze terminu rozprawy! Witalij po raz kolejny poszedł do firmy po pieniądze. Był wściekły. Sprowokowany nie wytrzymał. Zaczął ubliżać właścicielowi. Stłukł przy tym jakąś szybę. Nikomu jednak nie wyrządził krzywdy. Policja zareagowała natychmiast. Wylądował na dołku. I przed obliczem prokuratora, bez pełnomocnika, złożył zeznania. Oczywiście zapewniliśmy mu obrońcę i mamy nadzieję, że nie pójdzie siedzieć.
Ostatnio też pomagaliśmy 50 Kolumbijczykom, którym ubojnia drobiu pod Skierniewicami nie wypłaciła pensji za miesiąc pracy w skrajnie trudnych warunkach. Po kilkanaście godzin w chłodni na dobę. Firma jest winna tym ludziom 140 tys. zł. Numer z niepłaceniem pracownikom z Kolumbii zdarzył się nie pierwszy raz. Poinformował nas o tym pośrednik, który zatrudnił podobną grupę ludzi dwa miesiące wcześniej i którym firma drobiarska jest winna 120 tys. zł. Okazuje się, że można w Polsce organizować takie obozy pracy bez żadnych konsekwencji. Bo jeżeli kradnie obywatel przedsiębiorca, a niepłacenie za pracę to też kradzież, to pozostaje bezkarny.
Oczywiście okradanie cudzoziemców, którzy przyjeżdżają do nas za chlebem, jest łatwiejsze, co nie znaczy, że w ten sposób nie okrada się również polskich pracowników. Praktycznie raz w tygodniu zgłaszają się do nas ludzie pracy, którym nie wypłacono wynagrodzenia. Zgodnie z brzmieniem art. 218 § 1a kk karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 podlega ten, kto wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze stosunku pracy bądź ubezpieczenia społecznego.
Jednak to prawo stosowane jest wyjątkowo rzadko, a przepis wygląda na martwy. W kraju, w którym premier spotyka się z miliarderami i wzywa ich, żeby się bogacili, prawa pracownicze istnieją tylko na papierze.