Kiedy sprawca wpadł pół roku po emisji programu, był w wieku 37 lat, miał 4 zabójstwa i 37 innych przestępstw na koncie. Przed sądem Sławomir P. oświadczył: „Mam to w naturze, że pociągam za spust. Mogę to zrobić za pieniądze i za darmo. Żałuję, że jeden został ranny i nie zginął”.
Na początek zabójstwo w Mysłowicach. Był 6 lutego 1998 r., tuż po północy, kiedy mieszkańca maleńkiej ulicy Gabrieli Zapolskiej 6 obudziły strzały. Wybiegł z domu w piżamie i w słabym świetle latarni zobaczył leżącego na ziemi sąsiada, który ledwie poruszał ustami i nie było z nim kontaktu. Zanim mysłowianin zdążył wezwać pogotowie, zauważył, że na końcu ulicy, przy skrzyżowaniu z Leśmiana, oddalał się spokojnym krokiem mniej więcej 30-letni mężczyzna.
Szybka pomoc lekarska niewiele pomogła – sąsiad z posesji przy Zapolskiej 4 nie żył. Późniejsza sekcja uwidoczniła następujące obrażenia: na prawej ręce rana postrzałowa, postrzał lewej małżowiny usznej, w okolicy czołowo-skroniowej rana postrzałowa i w okolicy podobojczykowej kolejna.
Ofiara – 55-letni Bronisław P. – był człowiekiem o bardzo łagodnym usposobieniu, od dłuższego czasu pozostawał w separacji z żoną i nie miał z nią najlepszych stosunków, była bowiem zazdrosna o niedawnego partnera. Chodziło jej o nierozwiązane problemy z podziałem majątku. Zwierzyła się nawet koleżance, że nigdy nie zgodzi się na rozwód, ponieważ boi się, że do domu męża może wprowadzić się jakaś nowa partnerka. Z relacji sąsiadów wynikało, że pan Bronisław rzeczywiście miał słabość do kobiet. W jego domu znaleziono sporo korespondencji z paniami, które poznawał w katowickim klubie „Alfa”, gdzie bywały samotne osoby. Bronisław był tam stałym bywalcem, a niektóre z poznanych kobiet zapraszał do domu.
Feralnego dnia pan Bronisław pojawił się w klubie ok. 17 i spędzał czas z umówioną wcześniej kobietą. Około godz. 21 odprowadził ją na przystanek autobusowy, a następnie wrócił do restauracji, gdzie zostawił saszetkę i reklamówkę. Sąsiedzi widzieli go, kiedy pojawił się w domu około 22.30. Mniej więcej o pierwszej padły strzały.
37-letni morderca Sławomir P. pochodził z województwa świętokrzyskiego. Wychowywała go babka w małej, zapomnianej przez świat wiosce. Od dzieciństwa interesował się amunicją i bronią. Udawało mu się ją znajdować w okolicznych lasach – były to pozostałości z czasu wojny. Skonstruował z nich nawet bombę, której użył później do zabójstwa. Zanim osiągnął pełnoletność, trafił na dłużej do poprawczaka za drobne kradzieże i włamania, które stały się jego główną „profesją”, kiedy już opuścił krakowski dom poprawczy. Jako dorosły trafił do więzienia, a kiedy był na pierwszej przepustce, uciekł.
Pierwszej zbrodni dokonał we wrześniu 1997 r. Na dworcu kolejowym niedaleko Kielc spotkał chłopaka – narkomana – który prosił go o parę groszy. Pod pretekstem, że wspomoże będącego na haju młodzieńca, Sławomir P. zaciągnął go do szopy na odludziu. Tam skatował chłopaka, skacząc po nim, dusząc go i strzelając z pistoletu prosto w twarz. Aby zatrzeć ślady zbrodni, wysadził szopę w powietrze. Gdyby sam nie opowiedział tego policji, ta nigdy by nie ustaliła, że to on był sprawcą. Tak samo było z wysadzeniem właściciela restauracji w Jastrzębiu- Zdroju. Pracowała w niej jego matka, a P. uważał, że źle ją tam traktują i to była jego zemsta. Podobnych zbrodni Sławomir P. dokonał więcej.
Opisane na początku zabicie emeryta z Mysłowic okazało się zabójstwem na zlecenie. Żona ofiary wynajęła Sławomira P. i za 5 tys. złotych zleciła zabójstwo. Feralnej nocy zabójca podstępem wywołał Bronisława z domu i na podwórku oddał do niego pięć strzałów. W czerwcu 1999 r. zabójca zadzwonił na policję i poinformował, że na razie nie będzie mordować, bo zepsuła mu się broń. Uruchomiono wielkie środki i policji udało się go zatrzymać w centrum Katowic. Kilka godzin wcześniej strzelał do przypadkowo spotkanego górnika z kopalni „Moszczenica”, żądając od niego pieniędzy. Mężczyzna na szczęście przeżył.
Kiedy Sławomir P. stanął przed sądem, przyznał się do 37 postawionych mu zarzutów, w tym do 3 zabójstw (jedno się przedawniło). Skazano go trzy razy na dożywocie.